Gawkowski: w planach podatek cyfrowy i fundusz AI. Laptopów nie będzie

Grzegorz SuteniecGrzegorz Suteniec
opublikowano: 2024-02-06 17:20

Krzysztof Gawkowski, wicepremier i minister cyfryzacji, nie widzi szans na utrzymanie programu Laptop dla ucznia w obecnym kształcie. Chce przyspieszyć prace, m.in. nad krajowym systemem cyberbezpieczeństwa, w przyszłym roku wprowadzić fundusz AI, a na agendę koalicji rządzącej - podatek cyfrowy.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego program Laptop dla ucznia prawdopodobnie nie będzie kontynuowany i czy jest alternatywny pomysł
  • na jakim etapie są audyty w Ministerstwie Cyfryzacji i kiedy ruszą w jednostkach podległych
  • czy w planach jest utrzymanie programu centralnych zakupów oprogramowania
  • kiedy zakończą się prace na strategią cyfryzacji państwa
  • kiedy może powstać Agencja Cyberbezpieczeństwa
  • czy planowana jest konsolidacja instytucji podległych ministerstwu i redukcja zatrudnienia
  • kiedy może zostać wprowadzony podatek cyfrowy
  • jak rząd chce rozwiązać problem dostawców wysokiego ryzyka
  • czy Polska będzie kontynuowała przekazywanie starlinków Ukrainie
  • kiedy zostanie powołany dyrektor Instytutu Łączności
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Puls Biznesu: Na swojej pierwszej konferencji jako wicepremier i minister zapowiedział pan, że nic co dane nie zostanie odebrane. Jednak wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku szkolnym czwartoklasiści nie otrzymają laptopów, tak jak ich o rok starsi koledzy.

Krzysztof Gawkowski, wicepremier, minister cyfryzacji: Byłem optymistą. Wierzyłem, że skoro poprzedni rząd mówił, że są zabezpieczone fundusze z KPO i pieniądze w budżecie, to tak jest. Tymczasem otrzymaliśmy z Komisji Europejskiej informację, że wydatki na laptopy nie są kwalifikowalne. Poprzedni rząd nie zabezpieczył również pieniędzy w budżecie państwa.

Okazało się, że wcześniej komisja też zgłaszała zastrzeżenia do tego projektu. Nie było w ministerstwie notatek służbowych na ten temat, nikt nic zapisywał, ale widać dzisiaj dobrze, że poprzedni rząd malował trawę na zielono i składał obietnice bez pokrycia.

Ma pan jeszcze jakieś zastrzeżenia do tego programu?

Nie zaplanowano, jak laptopy mają być wykorzystywane po przekazaniu uczniom, nie zapewniono oprogramowania edukacyjnego. Są też wątpliwości co to tego jak sprzęt zostały rozdysponowany. Zebrałem wszystko na ten temat, niedługo ujawnię fakty, o których opinia publiczna nie wie, a powinna wiedzieć.

Nie ogłoszono przetargów, a nawet nie zabezpieczono finansowania, można więc już chyba powiedzieć, że laptopów nie będzie.

Nadal zdobywamy informacje i rozmawiamy z Komisją Europejską. Szans na utrzymanie programu w dotychczasowym kształcie raczej nie widzę. Łatwo wydać 1,2 mld zł na laptopy, trudno się wytłumaczyć z wydania ich w mało przemyślany sposób. Z Barbarą Nowacką, minister edukacji, zrobimy wszystko, żeby program wyposażania uczniów w sprzęt istniał w przyszłości. Ale nie będę go kontynuował na siłę, zwłaszcza jeśli okaże się, że w programie były nadużycia.

Już dzień po objęciu urzędu zapowiedział pan liczne audyty. Na jakim są etapie?

Mamy w ministerstwie wewnętrzna komórkę audytorską, której zostało zlecone m.in. zbadanie, jak były podpisywane umowy zlecenia i jakie były procedury zatrudniania. Jesteśmy też w trakcie wyboru audytorów zewnętrznych, którzy całościowo sprawdzą funkcjonowanie ministerstwa.

Niezależnie odbędą się audyty w jednostkach podległych, trwa wybór firm, które je przeprowadzą. Na razie najwięcej zaniedbań i dwuznaczności widzę w procesie decyzyjnym związanym z laptopami dla uczniów i nauczycieli.

Pana poprzednicy wdrożyli centralne zakupy, np. usług chmurowych czy pakietu biurowego Microsoftu, z których mogły korzystać wszystkie zainteresowane jednostki administracji. Czy program będzie kontynuowany?

Jestem za centralnymi zakupami, które pomagają obniżyć koszty, ale nie będziemy preferować żadnych firm.

Są też inne pomysły poprzedników, które będą państwo kontynuować - np. plan budowy krajowych centrów przetwarzania danych (KCPD) wart ok. 830 mln zł.

Takie centra są ważnym elementem bezpieczeństwa Polski. Funkcjonują w innych krajach i u nas też powinny. Ich brak w przyszłości mógłby skutkować zagrożeniami dla infrastruktury informatycznej państwa.

W jakich obszarach za mało się działo i trzeba przyspieszyć?

Np. w obszarze prac nad ustawą o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa [KSC - red.], które - mam wrażenie - przez cztery lata markowano, żeby nie podejmować kontrowersyjnych tematów [patrz ramka - red.]. Nie zrobiono też nic, żeby wdrożyć dyrektywę NIS 2 [unijne przepisy dotyczące cyberbezpieczeństwa - red.] - nie zaczęto nawet prac koncepcyjnych, nie mówiąc o konsultacjach społecznych. Zajmiemy się tym.

Inny przykład to prawo komunikacji elektronicznej [PKE - red.], które zostało zablokowane, bo ktoś postanowił wpisać do niego trzy elementy związane z polityką [patrz ramka - red.], zamiast je wdrożyć i uniknąć kar za opóźnienie. PKE i KSC, dwa dokumenty ważne dla polskiego rynku i obywateli, planujemy przyjąć do końca roku.

Legislacyjne kontrowersje

Prace nad projektem nowelizacji ustawy o KSC trwały od 2020 r. We wrześniu 2023 r. projekt wycofano z Sejmu. Wśród budzących największe emocje regulacji była kwestia tzw. dostawców wysokiego ryzyka. W praktyce chodzi o chińskie firmy na czele z Huaweiem, którego sprzęt działa w sieciach większości operatorów telekomunikacyjnych. Wiele europejskich państw ze względów bezpieczeństwa ograniczyło możliwość jego wykorzystania do budowy kluczowej infrastruktury. Polscy operatorzy wciąż nie wiedzą, czy będą mogli z niego korzystać, co utrudnia realizację inwestycji, np. w rozwój sieci 5G.

Z prac legislacyjnych w poprzedniej kadencji wycofano też projekt prawa komunikacji elektronicznej. Kontrowersje budziły m.in. przepisy zwane lex pilot, uprzywilejowujące kanały publicznej telewizji na komercyjnych platformach. Głośno było też o regulacjach dających służbom szerszy dostęp do danych obywateli.

Jak zamierza pan rozwiązać problem dostawców wysokiego ryzyka?

Architektura IT musi być bezpieczna. Jeśli chcemy to osiągnąć, musimy wprowadzić rozwiązania, które nie będą się podobały wszystkim, ale będą się podobały polskim obywatelom i rządowi.

Trwają prace w ministerstwie, jeszcze w pierwszym kwartale rozpoczniemy konsultacje społeczne dotyczące KSC. Na razie mogę powiedzieć, że dostawcy wysokiego ryzyka w Polsce nie będą mieli taryfy ulgowej.

To delikatna dziedzina, a reperkusje rozstrzygnięć legislacyjnych mogą wykroczyć poza relacje z konkretną firmą. Może pana poprzednicy celowo trzymali tę kwestię w zawieszeniu, żeby nie wystawiać Polski na strzał?

Nie uważam, żeby to było słuszne podejście. Nie chcemy iść na wojnę z dostawcą dlatego, że jest z takiego czy innego państwa. Musimy jednak być lojalnym członkiem sojuszy, w których uczestniczymy – UE i NATO. W Europie wiele państw już wprowadziło środki ochronne. Przykładowo w Rumunii dostawcy sprzętu do budowy 5G muszą uzyskać autoryzację rządu, a w Holandii władze mogą nakazać wymianę urządzeń pochodzących od dostawców wysokiego ryzyka. W Polsce zaproponujemy podobne rozwiązania. Przed decyzją wysłuchamy partnerów społecznych, ale też biznesu.

Skoro jesteśmy przy kwestiach cyberbezpieczeństwa - w dokumencie „Cyfrowe Państwo. Strategia dla Polski” postulował pan z Dariuszem Standerskim, obecnie wiceministrem cyfryzacji, powołanie Agencji Cyberbezpieczeństwa [AC - red.]. Kiedy powstanie?

Rozważamy obecnie różne opcje, np. czy wprowadzić agencję przy okazji nowelizacji ustawy o KSC, czy jednak później. Obecnie uważam, że trudno będzie zrobić to od razu - zwłaszcza że AC miałaby łączyć funkcje ABW i innych instytucji, a to wymaga uzgodnień. Jeśli uda się ją stworzyć w tej kadencji, to będzie sukces. Priorytetem są zmiany w KSC, dopiero później zajmiemy się powoływaniem specjalnych instytucji.

Jaka ma być rola przyszłej agencji?

Docelowo wyobrażam sobie ją jako ośrodek, który z jednej strony operacyjnie, a z drugiej prewencyjnie i naukowo będzie skupiał wszystkie zadania dotyczące cyberochrony państwa.

W Cyfrowym Państwie wskazywana była konieczność wprowadzenia podatku od cyfrowych gigantów. Aktualne?

Nie bez przyczyny lewica w ubiegłej kadencji parlamentu zgłosiła ustawę o podatku cyfrowym, którego zwolennikiem byłem, jestem i będę. Warto jednak przypomnieć, że koalicję rządzącą tworzą cztery ugrupowania. Proponowaliśmy, żeby w umowie koalicyjnej znalazł się podatek cyfrowy. Tak się nie stało, ale nie dlatego, że wszyscy go przekreślili. Taki podatek może być w pełni skuteczny tylko na poziomie unijnym.

My – mówię to jako człowiek lewicy – na pewno będziemy dążyli do umieszczenia podatku cyfrowego na agendzie koalicji. Wymaga on jednak uzgodnień politycznych. Nie ma tego w planie na rok 2024, ale w przyszłym na pewno do tego wrócimy.

A kiedy poznany całościową strategię cyfryzacji państwa?

Już rozpoczęliśmy prace kierunkowe nad strategią na najbliższe lata. Chcemy w nie włączyć Radę ds. Cyfryzacji i Komitet Rady Ministrów ds. Cyfryzacji. Konsultacje zaczną się w pierwszym półroczu, a prace chcemy zakończyć w tym roku.

W ramach działań strategicznych niedawno został powołany zespół ds. sztucznej inteligencji. Przed wyborami miał pan też pomysł na fundusz AI z budżetem 500 mln zł. Powstanie?

Prace koncepcyjne w ministerstwie ruszyły. Zespół i istniejąca wcześniej grupa doradcza [GRAI, czyli grupa ds. sztucznej inteligencji - red.], która będzie reaktywowana, to tylko dwa z zaplanowanych elementów strategii. Kolejnym jest rozwój start-upów, małych firm, nowych pomysłów. To na te pomysły ma być przeznaczony fundusz AI. Chcę, żeby pojawił się w przyszłorocznym budżecie i miał wartość kilkuset milionów złotych.

Jak pan się zapatruje na przyszłość instytucji nadzorowanych przez ministra cyfryzacji. Centralny Ośrodek Informatyki (COI) zatrudnia już ponad 1,6 tys. osób, NASK ponad 1 tys., jest też Instytut Łączności (IŁ). Od czasu do czasu pojawiają się pomysły, żeby skonsolidować te zasoby.

Nie będzie konsolidacji organizacji podległych ministerstwu. COI, NASK i IŁ mają swoje zadania, które wykonują lepiej lub gorzej. Na pewno trzeba dokonać pewnych korekt. Rozkład zatrudnienia w ministerstwie i jednostkach podległych jest nierównomierny, ale dałem wolną rękę dyrektorom. Obecnie robimy przegląd, którego wyniki poznamy do końca lutego, i wówczas zapadną decyzje. Nie oznacza to, że będą zwolnienia grupowe, ale niektóre zasoby na pewno można wykorzystać lepiej.

IŁ nadal nie ma dyrektora...

Zaczęliśmy zmiany od NASK i COI, gdyż one są niezwykle ważne dla rozwoju technologicznego i bezpieczeństwa państwa. W najbliższych dniach nastąpią zmiany kadrowe w IŁ. Instytut jest ważny m.in. w związku ze wsparciem łączności internetowej naszych ukraińskich partnerów.

Czyli dostawy starlinków będą kontynuowane?

Tak. Chcemy nadal wspierać Ukrainę w ten sposób. Jestem tuż po rozmowie z ukraińskim wicepremierem w sprawie kontynuacji. Planujemy też upublicznić informacje, jak ta pomoc funkcjonowała za poprzedników, mamy zastrzeżenia.