Rosyjski Gazprom nie przebiera w słowach, wywierając presję na Ukrainie. W piątkowym komunikacie ponowił groźbę odcięcia dostaw, jeśli Naftohaz nie dokona przedpłaty za dostawy gazu w marcu. Gazprom żąda takich przedpłat od grudnia zeszłego roku. Mają obowiązywać do końca marca. „Jeżeli nie będzie pieniędzy, a co za tym idzie nie będzie przedpłaty, dostawy gazu na Ukrainę nie będą możliwe. W takiej sytuacji, kwestia dotycząca stabilności tranzytu gazu do Europy pozostanie nadal nierozwiązana, jako że poziom gazu w podziemnych magazynach gazu Ukrainy jest wyjątkowo niski jak na tę porę roku” — ogłosił w piątek Gazprom. Rosyjski gaz płynie do Europy gazociągami przez Ukrainę i Białoruś, do tego jest jeszcze bałtycki gazociąg North Stream, prowadzący bezpośrednio do Niemiec. Jednak kiedy w 2009 r. doszło do kryzysu gazowego, Gazprom odciął Ukrainie dostawy, zwiększając jednocześnie ilości surowca przesyłane przez Białoruś.

Dlatego PGNiG uspokaja — nie ma obaw o dostawy do Polski. „Ze względu na zbliżający się koniec okresu grzewczego i ponad 53-procentowe wypełnienie podziemnych magazynów gazu, PGNiG nie przewiduje problemów z dostawami gazu do odbiorców w Polsce” — podaje biuro prasowe gazowego koncernu. Ok. 30 proc. zapotrzebowania na gaz PGNiG zaspokaja krajowym wydobyciem, a reszta to import, w 60 proc. ze wschodu. „Monitorujemy dostawy gazu ziemnego z kierunku wschodniego. Aktualnie ich poziom jest stabilny” — zapewnia PGNiG. [GRA]