Powstaje pierwszy zamknięty "zielony" fundusz inwestycyjny. Potrzebne są grube miliony
Spółka wejdzie na NewConnect, z obligacjami na Catalyst, a wraz ze Skarbcem tworzy FIZ.
Co łączy m.in. Wojciecha Kwiatkowskiego, byłego wiceprezesa PKO BP, Jerzego Zdrzałkę, byłego prezesa PZU, i znanego historyka Wojciecha Roszkowskiego? Wszyscy są akcjonariuszami i zasiadają w radzie bądź zarządzie Green Energy Poland (GEP), spółki, która chce zarabiać na odnawialnych źródłach energii: farmach wiatrowych, biogazowniach czy elektrowniach wodnych.
— Polska to taki trochę Dziki Zachód z niedorozwiniętym przemysłem wiatrowym. Istniejące farmy wiatrowe wytwarzają około 1500 MW, co oznacza niedobór 8000 MW. Popyt na "zielony" prąd jest więc zapewniony. Jednocześnie koncerny energetyczne chcą kupować działające farmy wiatrowe, a my będziemy je budować — twierdzi Marcin Roszkowski, wiceprezes GEP i jego akcjonariusz.
Dwa szlaki
Inwestycje w "zieloną" energię są kosztochłonne, więc spółka chce — mimo niepewnych czasów — zdobyć pieniądze od inwestorów. Plan jest dwutorowy. Po pierwsze, GEP chce wejść z obligacjami na Catalyst.
— Chcemy zdobyć 10 mln zł z przeznaczeniem na farmę wiatrową koło Ełku o mocy 10 MW. Projekt ten ma już decyzje przyłączeniowe i potrzeba czterech miesięcy, by wiatraki zaczęły działać. Koszt całej inwestycji to 60 mln zł — mówi Marcin Roszkowski.
Tej inwestycji spółka nie chce jednak sprzedawać, lecz traktować jako źródło przepływów pieniężnych. Dobry cash flow może również przydać się przy wejściu na NewConnect, choć jeśli to nastąpi, ma być potraktowane raczej wizerunkowo. O tym zadecyduje walne spółki, które odbędzie się 31 sierpnia.
— Myślimy o wejściu na NewConnect, nie liczymy jednak na zebranie dużej kwoty od inwestorów, lecz na zwiększenie rozpoznawalności firmy — mówi wiceprezes GEP.
Efekt świeżości
Większe pieniądze pojawią się gdzie indziej. GEP i TFI Skarbiec kończą prace nad pierwszym w Polsce zamkniętym funduszem inwestycyjnym (FIZ) dedykowanym odnawialnym źródłom energii, w szczególności energii wiatrowej. Wartość pierwszej emisji zamknie się w przedziale 20-130 mln zł. Pomysł na biznes jest typowy — kupić, połączyć i sprzedać, ale prognozy zysków imponują.
— Kupujemy małe i średnie rozpoczęte projekty, które uzyskały już część pozwoleń na budowę. Następnie realizujemy je i sprzedajemy. GEP prognozuje 41-procentową stopę zwrotu z Zielonego FIZ w pięcioletnim okresie — informuje Marcin Roszkowski.
Szacuje, że uruchomienie turbiny o mocy 1 MW to średnio koszt 6,5-7 mln zł.
— Na taką inwestycję wykładamy 20 proc. nakładów, resztę finansuje bank. Jesteśmy w stanie to sprzedać za 8 mln zł. Po odliczeniu kosztów 1 MW przynosi nam 1 mln zł — oblicza Marcin Roszkowski.
Do pierwszej emisji certyfikatów Zielonego FIZ dojdzie jesienią. Certyfikaty inwestycyjne trafią do klientów sektora private banking.
— W pierwszej emisji liczymy na efekt świeżości. Celujemy w 60 mln zł, za które wybudujemy wiatraki o mocy 50-60 MW. Certyfikaty będzie można umorzyć po 1,5 roku — mówi Marcin Roszkowski.
Zainteresowanie "zielonymi" inwestycjami potwierdzają doradcy finansowi zamożnych prywatnych inwestorów.
— Branża odnawialnych źródeł energii ma potencjał wzrostu, a inwestowanie w energię wiatrową może być znakomitym uzupełnieniem portfela dla klienta. Nie doradzam jednak, by stanowiło więcej niż 10 proc. jego aktywów — komentuje Adam Niewiński, prezes Xelion Doradcy Finansowi.
okiem eksperta
W rękach polityków
Krzysztof Prasałek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej
O tym, czy będziemy tkwić murem przy węglu, czy sięgniemy po energetykę wiatrową, zależy od polityków, a więc jesiennych wyborów. Dobrze już dla energetyki wiatrowej było. Kiedyś łatwo się budowało i przyłączało wiatraki. Dzisiaj mamy praktycznie zablokowane możliwości nowych przyłączeń mimo zapotrzebowania na dodatkowe kilka tysięcy MW.