Greccy biznesmeni w Polsce skrzyknęli się. Pod patronatem mitologicznego patrona chcą u nas inwestować.
Już 35 członków liczy założone trzy miesiące temu Stowarzyszenie Greckich Przedsiębiorców w Polsce Hermes.
— Są to przedsiębiorcy i osoby prywatne. Czekamy na nowych — także polskich zainteresowanych rynkiem greckim lub już na nim działających — mówi Thomas Lianos, dyrektor zarządzający Chipita Poland i skarbnik Hermesa.
Stowarzyszenie chce oferować praktyczne porady, umożliwiać kontakty biznesowe, udzielać się społecznie i organizować seminaria.
— Jesteśmy też organizacją towarzyską. Oprócz załatwiania interesów chcemy po prostu się spotykać w swoim gronie — dodaje Lefteris Maroulis, dyrektor zarządzający w Totolotku i sekretarz generalny stowarzyszenia.
Przedstawiciele Hermesa przekonują, że Grecy mają sporo kapitału do zainwestowania.
— Grecja ma największą na świecie flotę handlową. Tymczasem frachty, czyli ceny wynajmu statków, dzięki Chinom wzrosły w ostatnich latach dziesięciokrotnie. Greccy armatorzy mają niespotykaną płynność. Na przykład związany z armatorami fundusz Marfin Investment Group kupił ostatnio właściciela Chipity, firmę Vivartia, za 1,8 mld EUR, choć kapitalizacja rynkowa firmy sięgała jedynie 1 mld EUR. Moja firma współpracuje z greckimi funduszami private equity, które zainteresowane są inwestycjami w Polsce — mówi Paweł J. Gmoch, szef funduszu Central Group, wiceprezes Hermesa.
Grecja zajmuje 20. miejsce wśród naszych partnerów handlowych. Według PAIIZ, inwestycje bezpośrednie w Polsce z tego kraju przekroczyły 0,6 mld USD.