Światowy lider hostingu ma już tysiące klientów w Polsce. Wciąż boryka się jednak z problemami młodości.
Tydzień po polskim debiucie 11, hostingowego lidera na świecie, wszystko idzie zgodnie z planem. Dla kogo? I dla filii niemieckiego potentata, i dla polskich graczy.
— Jest nieźle. Idziemy w ślady debiutu 11 w Hiszpanii, gdzie dziś jesteśmy na drugim miejscu — deklaruje Marek Toporowicz, jeden z szefów projektu 11 w Polsce.
W cztery promocyjne miesiące Hiszpanie podpisali ponad 40 tys. umów z niemieckim gigantem. W Polsce 11 celuje więc w podobny wynik, inwestując na starcie 10 mln złotych. Za całkiem rozbudowane usługi hostingowe, które w Polsce kosztują 300-500 zł rocznie, przez dwa lata 11 nie bierze ani grosza.
Po przyjrzeniu się ofercie nowego gracza konkurencja postanowiła zewrzeć szyki, ale bez wyprawy na wojnę cenową. Woli inwestować w produkt i kampanie reklamowe. Lider polskiego rynku, Home.pl, uruchomił kilka nowych funkcjonalności, podobnie jak wicelider — NetArt. Część nowych usług jest darmowa lub w kilkumiesięcznych promocjach cenowych. Dodatkowo Home.pl zostało partnerem programu lojalnościowego Payback.
— Nie ma co walczyć na ceny, bo doświadczenie pokazuje, że polski klient zwykle nie szuka usług hostingowych za darmo, lecz takich, przy których dostanie maksymalnie fachowe wsparcie. Tu zostawiamy 11 w tyle — ocenia Marcin Kuśmierz, dyrektor zarządzający Home.pl.
— Aktywność reklamowa 11 w Polsce jest jak dotychczas ograniczona. Dlatego nie ma żadnej rewolucji na rynku, choć nie ukrywam, że staramy się o pozyskanie tej samej grupy klientów z sektora MSP – przyznaje Beata Mosór z NetArt.
11 wciąż boryka się z typowymi problemami młodości — próbuje rozwiązać m.in. problemy z potwierdzeniem rejestracji. Część klientów narzeka także na to, że wsparcie techniczne nie jest dostępne 24 godziny na dobę, a ponadto realizowane jest przez call center w Berlinie.
— Konsultanci mówią po polsku, są także przeszkoleni — zastrzega Marek Toporowicz.
— 11 w Polsce to falstart. Błędem jest m.in. oparcie się na centrali w Niemczech, zamiast zbudowaniu mocnego oddziału w Polsce. Mają tu ledwie dwie osoby, my 150 — ocenia Marcin Kuśmierz.




