To nie tak miało być. Dane o inflacji CPI w Stanach Zjednoczonych za maj miały potwierdzić odwrót ze szczytu, zanotowanego w marcu. Tymczasem wskaźnik wspiął się jeszcze wyżej, bo to 8,6 proc., wobec oczekiwanych 8,3 proc. Co prawda miara bazowa spadła, ale tylko do 6 proc., czyli poziomu i tak nieco wyższego niż prognozowali ekonomiści (5,9 proc.).
– Wydaje się, że są dwa powody zaskoczenia: ceny energii i ceny żywności. W maju energia podrożała o 34,6 proc., czyli najwięcej od września 2005 r. Natomiast żywność poszła w górę o 10,1 proc. i jest to pierwszy dwucyfrowy wzrost cen od marca 1981 r. Inflacja bazowa, czyli z wyłączeniem cen żywności i energii, wyniosła w maju o 6,0 proc. Wynik ten nieznacznie przekroczył konsens rynkowy wynoszący 5,9 proc. W tym przypadku szczyt inflacji przypadł na marzec 2022 r., kiedy to wskaźnik cen bazowych wyniósł 6,5 proc. Od tamtego czasu możemy obserwować spadek tej miary inflacji. Rynek dostał zatem dwa rozbieżne odczyty. Z jednej strony lokalny rekord inflacji konsumenckiej, a z drugiej spadającą inflację bazową. Rezerwa Federalna może oddziaływać w tym przypadku głównie na inflację bazową, bo na ceny paliw czy żywności wpływu nie ma - tłumaczy Daniel Kostecki, analityk z firmy Conotoxia.
Przemysław Kwiecień, ekonomista z XTB, zwraca uwagę na to, że umacnia się efekt rozlania inflacji, bo ósmy miesiąc z rzędu żadna z kategorii nie odjęła nic od inflacji.
– Wydaje się, że inflacja w USA jest bardziej trwała niż to się wielu osobom wydawało. W dużej mierze wzrosła presja cenowa na usługi, na które znów jest większe zapotrzebowanie po ustaniu pandemii. Czynnikiem kosztotwórczym w największym stopniu są gwałtownie rosnące płace - komentuje Łukasz Zembik z TMS Brokers.
Nowa wycena
Pierwsza reakcja rynków na takie dane była podręcznikowa: dolar zyskał na wartości, w górę poszły rentowności amerykańskich obligacji (i to znacznie, bo o 10-15 pkt baz.), w dół kontrakty na amerykańskie akcje i kurs bitcoina, lekki spadek szybko odrobiło złoto, a wynikająca z wycen instrumentów stopa funduszy federalnych na koniec 2022 r. podniosła się z 2,92 do 2,97 proc. Krzywa rentowności amerykańskich obligacji o terminach zapadalności od 5 do 30 lat odwróciła się pierwszy raz od miesiąca, co świadczy o tym, że inwestorzy zaczęli wyceniać bardziej agresywną politykę Fedu, niż do tej pory zakładali.
Z ankiety wśród ekonomistów przeprowadzonej przez Bloomberg jeszcze przed publikacją danych o inflacji wynikało, że spodziewają się oni podniesienia stóp procentowych przez Fed o 50 pkt baz. na najbliższym posiedzeniu (zaplanowane jest na 14-15 czerwca), o tę samą wielkość w lipcu, a we wrześniu o 25 pkt baz. Podwyżki spodziewane są także w listopadzie i grudniu.
Teraz oczekiwania przesunęły się w kierunku trzech podwyżek z rzędu w wysokości 50 pkt baz. każda, a pojawiły się również komentarze mówiące o tym, że dane są tak katastrofalne z perspektywy Fedu, że nie należy wykluczać podwyżki o 75 pkt baz. na najbliższym posiedzeniu. Rynek prawdopodobieństwo takiego ruchu oszacował na 30 proc. Powód: zamiast sygnałów słabnięcia presji inflacyjnej uczestnicy rynku dostają dokładnie odwrotne dane. Główny powód do zmartwień to fakt, że wskaźnik cen nakręcany jest przez wiele kategorii dóbr konsumpcyjnych i usług, a rekordowe ceny paliw (od początku czerwca ropa podrożała o 15 proc.) i niegasnące ryzyko geopolityczne grożą utrzymaniem wysokiej inflacji w kolejnych miesiącach.
Tyle wynosi obecnie stopa funduszy federalnych w Stanach Zjednoczonych. Od początku roku wzrosła o 75 pkt baz.
Scenariusz już przerobiony
Dla inwestujących w akcje dane o inflacji i oczekiwanie na bardziej agresywną politykę Fedu to fatalna wiadomość. Bessa, o jaką otarła się lub w jaką wpadła większość giełd w maju, skorygowana została w dużej mierze dlatego, że cześć inwestorów jeszcze raz postanowiła szukać ratunku w Fedzie. W najnowszej historii Rezerwa Federalna nie raz już przychodziła rynkom z odsieczą, luzując politykę monetarną. Teraz będzie jednak inaczej, bo inflacja na luzowanie nie pozwala. Nic więc dziwnego, że w piątek ceny akcji na Wall Street zanurkowały, pogłębiając spadek odnotowany również dzień wcześniej. Wśród najmocniej taniejących spółek były Tesla, Apple i Amazon. O 5 proc. spadł kurs Netfliksa, dla którego akcji rekomendację z “neutralnie” do “sprzedaj” obniżyli analitycy Goldman Sachsa. Cenę docelową ścięli o 30 proc., a podobny ruch wykonali w stosunku do akcji Robloksa, producenta gier, Ebaya, platformy do handlu w internecie oraz firmy Frontdoor, która świadczy m.in. usługi naprawa sprzętów domowych. Powód nowego, negatywnego podejścia - większe prawdopodobieństwo niekorzystnego otoczenia makro - dobrze odzwierciedla obawy inwestorów dotyczące szerszego spektrum firm. Dlatego całkiem realna jest powtórka sytuacji z kwietnia i maja, kiedy kurs EUR/USD skierował się w stronę parytetu (czyli kursu 1,0), a na giełdach dominowały niedźwiedzie nastroje.
– Dolar ma pole do dalszej aprecjacji, szczególnie, że w maju mieliśmy korektę. Zejście ponownie pary walutowej EUR/USD do dołka z 13 maja na 1,0360 uważam za jak najbardziej prawdopodobne - mówi Łukasz Zembik.
WIG20 dzień wcześniej znalazł się pierwszy raz od listopada 2020 r. poniżej 1700 pkt, a S&P500 poniżej 4000 pkt. Obecnie te bariery są już bardzo blisko lub zostały nawet przełamane.


