Co to jest KID oraz jak go czytać – zapytał ktoś mojego znajomego. Nie wiem, co odpowiedział, ale ja bym odpowiedział, że to kolejny unijny bubel, a czytać go można po polsku lub angielsku. Trochę brutalnie, ale w zasadzie do tego sprowadza się rzeczywistość. No bo czym jest ten nieszczęsny KID udostępniany przez dostawców funduszy inwestycyjnych?
Skrót KID pochodzi od angielskiego key information document, co można przetłumaczyć jako dokument z kluczowymi informacjami. KID-y są wymogiem przepisów unijnych, one określają ich zawartość, a nawet objętość. KID ma mieć trzy strony formatu A4 – nie mniej, ale i nie więcej. KID-y są wymagane zarówno dla zwykłych funduszy inwestycyjnych, jak i ETF-ów, którymi obraca się na giełdzie. Krajowy dom maklerski nie może udostępniać ETF-ów, których twórcy nie stworzyli dokumentów KID odpowiadających unijnym regulacjom.
KID-y ETF-ów i pozostałych
Co do zasady KID funduszu oferowanego na polskim rynku musi być napisany po polsku. Po różnych dyskusjach z nadzorem stanęło jednak na tym, że KID-y ETF-ów udostępnianych przez domy maklerskie w ramach dostępu do giełd zagranicznych mogą być napisane po angielsku. Zasada ta dotyczy tylko ETF-ów w czystej postaci, a więc opartych na akcjach. Określane mianem ETF-ów surowcowych instrumenty typu ETC czy ETN muszą mieć już KID spolszczony. Tyle w teorii, bo w praktyce największy na świecie dostawca ETF-ów spolszczył KID-y nawet najbardziej klasycznych ETF-ów. Czy wszystkich - tego nie sprawdzałem, ale z pewnością tych dotyczących popularnych indeksów akcyjnych.
Duża część informacji w KID-ach jest banalna i właściwe nic nie wnosi do sprawy – zawiera dane rejestrowe, sposoby wnoszenia reklamacji tudzież sam opis funduszu i jego polityki inwestycyjnej, który można znaleźć w kilku innych miejscach – choćby w prospekcie czy na karcie funduszu.
Wskaźnik ryzyka SRI
Ciekawiej zaczyna się robić w sekcji opisującej ryzyko i możliwe korzyści. Tam znajduje się wskaźnik ryzyka SRI (Summary Risk Indicator) na siedmiocyfrowej skali określający zmienność funduszu. Im ma on mniejszą wartość, tym fundusz jest mniej ryzykowny, im większą – tym bardziej. To informacja ciekawa, ale zazwyczaj dostępna też na karcie funduszu.
Dość interesujące wydają się scenariusze wyników przedstawiane w czterech wariantach (skrajny, niekorzystny, umiarkowany, korzystny) bazujących na historycznych wynikach z ostatnich 10 lat. Pokazują one, co się stanie z wpłaconą do funduszu kwotą po jakimś czasie lepszego lub gorszego obrotu zdarzeń.
Scenariusze nieporównywalne
Zawsze jest przedstawiany wynik po roku, ale zaraz obok wynik dotyczący zalecanego okresu utrzymywania inwestycji. Teoretycznie jest to okres, w którym inwestor ma szansę zminimalizować ryzyko i zwiększyć szansę na dodatnią stopę zwrotu. I tu cały czar KID-u pryska. Wystarczy bowiem przejrzeć KID-y podstawowych funduszy akcyjnych polskich TFI (takich operujących na szerokim spektrum spółek z GPW), by się przekonać, że zalecany okres inwestycji to dla nich zarówno pięć, jak i tylko trzy lata. Co więcej, w scenariuszach dotyczących wyników są określone co do dnia okresy, w jakich w danym funduszu zdarzenia przybrały charakter takiego, a nie innego scenariusza. Tyle że nawet w funduszach o takim samym zalecanym okresie inwestycji te daty potrafią się rozjeżdżać o cztery lata w ciągu dekady. Fundusz przekazuje więc informację, która w żaden sposób nie sytuuje go na tle konkurencji czy jakiegoś benchmarku np. w postaci indeksu giełdowego. Takiego porównania można oczywiście samemu dokonać, ale w takim razie po co komu KID? Tym bardziej że znalazłem KID funduszu, który co prawda miał określony wynik dla wariantu skrajnego, ale daty podał tylko dla trzech pozostałych. Należy to chyba rozumieć jako niezaistnienie warunków skrajnych w ostatniej dekadzie.
Fundusz przekazuje więc informację, która w żaden sposób nie sytuuje go na tle konkurencji czy jakiegoś benchmarku np. w postaci indeksu giełdowego. Takiego porównania można oczywiście samemu dokonać, ale w takim razie po co komu KID?
Dlatego od scenariuszy wynikowych w KID-ach wolę informacje o stopach zwrotu w poszczególnych latach kalendarzowych umieszczane na kartach funduszy czy – od niedawna – w oddzielnych dokumentach. Nie dają wiedzy o dynamice ruchu w ciągu roku, przedstawiają tylko stan na jego koniec. Mimo wszystko są jednak bardziej praktyczne niż z niczym nieporównywalna wiedza płynąca z KID-ów.
Scenariusze wyników w KID-ach wyliczane są przez polskie TFI dla przykładowej inwestycji wysokości 50 tys. zł. W przypadku zagranicznych ETF-ów dostępnych w biurach maklerskich - dla 10 tys. EUR lub 10 tys. USD. Zakładam więc, że to jakiś wymóg prawny, bo biorąc pod uwagę kurs złotego, w dłuższym terminie kwoty te mniej więcej są zbieżne. Problem jednak w tym, że zetknąłem się z sytuacją, gdy te 50 tys. zł jest traktowane jako przykładowa inwestycja w fundusz, w którym minimalna wpłata to 250 tys. zł. Czy tylko ja myślę, że to jest absurd?
Ale scenariusze dotyczące wyników to niejedyny fragment KID-ów, który potencjalnie mogąc inwestorom w skondensowany sposób przekazać wartościowe informacje, zasypuje ich garścią statystyk, z którą właściwie nie wiadomo co zrobić. Podobnie jest z sekcją dotyczącą kosztów obciążających inwestora.
Koszty, których nie ma
Sekcja dotycząca kosztów w założeniu miała chyba uświadamiać inwestorowi, że instytucja finansowa chce na nim zarobić, jak również odzwierciedlać wpływ opłat na wynik z inwestycji. Problem w tym, że koszty prezentowane są w wersji maksymalnej, co oznacza, że ich wysokość w niektórych kategoriach, jak i wynik ogólny mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tak jest np. w przypadku opłat za zarzadzanie, ale również tych za wejście i wyjście z inwestycji, czyli prowizji za kupno lub sprzedaż jednostek funduszu.
Pewne duże bankowe TFI wykazuje np. w KID-ach opłatę manipulacyjną za nabycie jednostek swoich funduszy. Tyle że parę lat temu macierzysty bank zrezygnował z jej pobierania, nie pobiera jej także żaden z czterech dystrybutorów zewnętrznych. Zresztą brak opłaty manipulacyjnej przy sprzedaży funduszy to obecnie żaden ewenement.
Niejako w drugą stronę wypaczone są koszty w KID-ach ETF-ów. Tam dziwnym trafem koszty wejścia i wyjścia są określane na zero. Rozumiem, że nawet w Polsce mamy dość popularnych brokerów, którzy prowizje od kupna i sprzedaży ETF-ów sobie na krócej lub dłużej odpuścili, ale na rynku domów maklerskich dominuje jednak model prowizyjny, który KID-y ETF-ów kwitują jakąś mała adnotacją o możliwości pobierania opłat przez brokerów. W tabelach zamieszczanych w KID-ach jest jednak napisane, że opłata za wejście lub wyjście nie jest pobierana, lub jest tam wpisywane zero.
Tutaj ważna uwaga. Koszty transakcji w KID-ach to koszty wewnętrzne funduszy. Klienci pokrywają je tak samo jak np. koszty księgowości funduszy, ale pod pojęciem tym nie należy rozumieć opłat, jakie ponoszą, wchodząc lub wychodząc z inwestycji.
Nie chcę brnąć w rozważania na temat tego, czy produkty polskich TFI są drogie czy tanie względem ETF-ów, ale naprawdę nie rozumiem, jaki jest sens przekazywania klientom informacji o kosztach kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Choć właściwie rozumiem. Treść KID-ów jest zdefiniowana przez unijne rozporządzenie, więc wpisuje się tam różne informacje w taki sposób, by prawnicy byli kontenci i rynkowy nadzorca się nie przyczepił. A że nie ułatwia to porównania i zrozumienia produktów inwestycyjnych, ale powoduje raczej dodatkowy mętlik w głowach mniej wyrobionych klientów, to biurokratów z Brukseli, którzy to wymyślili, ani instytucji finansowych, nie obchodzi.
Ten materiał powstał dzięki inspiracji naszego czytelnika. W „Pulsie Biznesu” cenimy pomysły odbiorców i chętnie podejmujemy tematy, które podpowiadają nam inwestorzy i przedsiębiorcy. Masz własny pomysł na artykuł albo chcesz zwrócić uwagę redakcji na ważne zjawisko rynkowe? Wypełnij piątkowy quiz Inwestora Wojtka i podziel się z nami swoją sugestią – być może to właśnie twój temat stanie się punktem wyjścia do kolejnej publikacji na łamach PB.
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchania podcastów>>