Sprint i trucht, a w giełdowym żargonie — dynamiczny wzrost i konsolidacja. Tak w skrócie można opisać zachowanie warszawskiego parkietu w ostatnich miesiącach. Od początku grudnia do końca lutego główny indeks warszawskiej giełdy urósł o około 20 proc. Od tamtego czasu porusza się w trendzie bocznym.

— Rynek nie porusza się w linii prostej. Po dwóch krokach do przodu krok w tył jest czymś naturalnym. Myślę, że w najbliższych miesiącach indeksy będą w konsolidacji. Większego ruchu na GPW oczekiwałbym natomiast w sierpniu. Wtedy analitycy i inwestorzy rolują horyzont inwestycyjny i zaczynają patrzeć na kolejny rok. Wówczas można także bardziej precyzyjnie prognozować zyski, oceniać perspektywy gospodarcze i to, jak wypadnie bieżący rok, bo z reguły w czwartym kwartale nie ma dużych niespodzianek — mówi Peter Bodis.
Potrzeba oczyszczenia
Na arenie międzynarodowej warszawska giełda nie jest wyjątkiem.
— W ostatnim czasie rynki światowe urosły nie tylko dużo, ale również szybko, w rezultacie czego w marcu wiele wskaźników potwierdzało, że akcje są wykupione. Rynek dość szybko wyceniał poprawę fundamentów gospodarczych, a ceny rosły kilka razy szybciej, niż wynikałoby to z poprawiającej się koniunktury. Teraz trzeba przekonać się, czy gospodarka spełni oczekiwania. Moim zdaniem, tak się stanie, dlatego pozytywny trend powinien utrzymać
się przynajmniej przez najbliższe 12 miesięcy, a niewykluczone, że nawet półtora roku — mówi Peter Bodis. Ekspert podkreśla, że poprawiająca się kondycja światowej gospodarki to dobra wiadomość przede wszystkim dla europejskich rynków akcyjnych. W porównaniu z amerykańskimi, akcje europejskie są bardziej cykliczne, a więc bardziej uzależnione od światowej gospodarki. Ponieważ ta zwiększyła tempo w drugiej połowie ubiegłego roku, daje im to pewnego rodzaju pierwszeństwo w czerpaniu korzyści ze zwyżek.
Europa górą
To niejedyne źródło przewagi Europy nad Stanami Zjednoczonymi, w szczególności z perspektywy tych, którzy mają podejście długoterminowe. — Atutem akcji europejskich jest ich relatywnie niska cena. Ale to nie wszystko. Ważne jest również to, że cykl gospodarczy w Europie znajduje się we wcześniejszej fazie niż w USA. W przypadku Stanów Zjednoczonych jest on już dojrzały, a marże są bliskie rekordowym. Dlatego miejsca na dalszą poprawę zostało niewiele. Natomiast w przypadku Europy marże nie są tak wysokie. Do tego, europejskie spółki mają wyższą dźwignię operacyjną. To oznacza, że w momencie, gdy poprawiają przychody, ich wyniki rosną bardziej niż proporcjonalnie — argumentuje Peter Bodis. Zdaniem eksperta, europejskie rynki nie tracą na atrakcyjności nawet w obliczu ryzyka politycznego. Wręcz przeciwnie, niektóre rodzaje ryzyka można przekuć w inwestycyjną okazję.
— W przypadku wyborów prezydenckich we Francji nie oczekuję, aby do władzy mogła dojść Marine Le Pen. Jeżeli chodzi o wybory parlamentarne w Niemczech, zaplanowane na wrzesień, z punktu widzenia Europy i konsekwencji gospodarczych nie są one istotne, ponieważ główni kandydaci mają zbliżone poglądy. Dlatego, moim zdaniem, ryzyko polityczne maleje. W ostatnim czasie wzrósł co prawda wskaźnik prognozujący rozpad strefy euro, ale traktuję to jako okazję, bo jeżeli nasze oczekiwania, że nic takiego się nie stanie, się spełnią, wraz ze spadkiem tego ryzyka będziemy zapewne obserwować wzrost wycen aktywów — mówi Peter Bodis.
Beztroska nie istnieje
O ile same wybory we Francji, zdaniem eksperta, nie powinny wstrząsnąć rynkami, o tyle podejmowane po nich ewentualne działania Europejskiego
Banku Centralnego (EBC) mogą skutecznie zmącić spokój.
— Gdy w 2013 r. ówczesny szef Fedu, Ben Bernanke, zapowiedział wycofywanie się z programu luzowania ilościowego, rynki zareagowały nerwowo.Myślę, że po wyborach we Francji EBC może zacząć mówić o obniżaniu skali zakupu aktywów. Paradoksalnie, jest to dobra wiadomość, świadczy bowiem o sile gospodarki. Jednak nie jestem przekonany, czy taki scenariusz jest wyceniany przez rynki. Właśnie element zaskoczenia może być czynnikiem ryzyka — uważa Peter Bodis. Ekspert oczekuje, że podwyżek stóp procentowych ze strony EBC można spodziewać się najwcześniej w 2019 r. Co innego w przypadku Fedu. Tu potencjał jest przez rynki niedoceniany. — Rynek wycenia obecnie dwie podwyżki w tym roku. Moim zdaniem, będzie ich więcej. Cykl ekonomiczny w USA nabiera tempa, a inflacja porusza się wraz ze wzrostem wynagrodzeń — mówi Peter Bodis. W wywiadzie dla „The Wall Street Journal” Donald Trump wbrew wcześniejszym deklaracjom nie wykluczył pozostawienia Janet Yellen na drugą kadencję. Zdaniem Petera Bodisa, to informacja, która może mieć wpływ na ilość i szybkość podwyżek w najbliższych latach.
— Jeżeli Janet Yellen zostanie na kolejną kadencję, będzie to oznaczało, że nie musi tak bardzo spieszyć się z podwyżkami. Co więcej, uważam, że status quo byłby dla rynków dobrą wiadomością. Zmiana oznaczałaby, że Donald Trump chciałby mieć więcej wpływu na politykę monetarną. W przypadku mniejszej niezależności banku centralnego z reguły należy liczyć się z wyższą inflacją. Taki ruch mógłby spowodować istotne zmiany na rynku obligacji — mówi Peter Bodis.