Inwestycje zgodne z sumieniem

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2024-06-02 20:00

Założyciel funduszu Manta Ray wyjaśnia, na jakim etapie jest rynek VC, czy Europa jest przeregulowana i czy wyrocznia z Omaha ma rację w sprawie ESG.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: W Stanach Zjednoczonych powstaje rynek start-upów, które specjalizują się w usługach polegających na pomaganiu w zamykaniu działalności start-upom, którym się nie udało. I zdobywają finansowanie, w przeciwieństwie do zwykłych start-upów. Co się dzieje z rynkiem VC?

Sebastian Kulczyk: Na szczęście nie muszę korzystać z ich usług... Staram się utrzymywać wysoki odsetek udanych start-upów w portfelu. Z ponad 55 inwestycji dokonanych w ciągu sześciu lat musieliśmy zamknąć dwie…

W ubiegłym roku w USA na 52 tys. start-upów padło 9 tysięcy...

...co oznacza, że nasze statystyki nie są najgorsze. 3-4 start-upy oflagowaliśmy na czerwono ze względu na problemy, z jakimi się mierzą, ale mają one charakter przejściowy, wynikający ze specyfiki branży czy chwilowo gorszej koniunktury. Wspieramy je finansowo, jeśli jest taka potrzeba, choć nie zawsze chodzi o pieniądze, lecz o pomoc merytoryczną, doradztwo.

Start-upy narzekają, że fundusze VC nie dostarczają finansowania albo w dużo mniejszej ilości niż w poprzednich latach, natomiast mocno angażują się w mikrozarządzanie...

Czym innym jest ingerencja w zarządzanie spółką, a czym innym pomoc. I nie chodzi o emergency funding, bo firmie kończą się pieniądze. Pomoc polega też na tym, żeby doradzać, wskazywać, gdzie są braki, a gdzie potencjał do wykorzystania. Zresztą same spółki przychodzą i mówią, że potrzebują wsparcia.

Ostatnie dwa lata są trudne dla start-upów. Pieniędzy jest dużo mniej, a skłonność funduszy do inwestowania jest ograniczona. Czy mamy do czynienia z efektem odreagowania po hossie lat 2021-22, czy z pęknięciem bańki spekulacyjnej?

Faktycznie w ostatnich 2-3 latach pieniędzy na rynku jest zdecydowanie mniej. Jak na każdym rynku są hossy i bessy, a w przypadku VC te procesy są jeszcze intensywniejsze, bo to dynamiczny rynek. Dlatego też, moim zdaniem, te cykle będą krótsze i będzie ich więcej.

Jeśli chodzi o hossę lat 2021-22, to pamiętajmy, że to był okres koronawirusa, lockdownu. Powstało mnóstwo rozwiązań bardzo przydatnych dla ludzi zamkniętych w domach — od IT przez fitness, metody komunikacji po organizację pracy i wiele innych. Na rynek płynęły pieniądze, ponieważ zaczęło na nim inwestować wielu agresywnych graczy, jak chociażby Softbank, którzy chcieli wykorzystać sprzyjający moment. Potem przyszedł czas korekty i okazało się, że wyceny części spółek były nadmiernie nadmuchane — ich modele biznesowe nie wytrzymały próby czasu i nie poradziły sobie w świecie postpandemicznym. Trzeba też jednak pamiętać, że rynek VC ma pewne charakterystyczne cechy odróżniające go od innych rynków inwestycyjnych, czyli szybkość i odwagę w podejmowaniu decyzji. Sprawia to, że część z nich jest nietrafiona, inwestycje trzeba odpisać, a czasem są to koszty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów. Ale szansa na zwrot w przypadku trafnej decyzji też jest wysoka.

Który z rynków na świecie jest szczególnie atrakcyjny dla funduszy VC?

Inwestuję na całym świecie, od USA przez Polskę po Indie. Dla mnie nie ma różnicy, skąd spółka pochodzi, na jakim rynku działa. Konkurujemy z takimi inwestorami o globalnych zasięgach jak wspomniany Softbank. Mamy swoje argumenty, które sprawiają, że spółki decydują się wybrać nas jako inwestorów. Bo też wiele start-upów woli współpracować z takimi funduszami jak nasz, gdyż uważają za ważne, że stoi za nimi konkretny człowiek, z którym można porozmawiać, poznać jego filozofię działania i inwestowania.

Amerykański rynek jest dużo bardziej dojrzały niż reszta świata. Rozwija się rynek azjatycki, który jest drugi po USA pod względem wartości inwestycji. Europa jest dużo bardziej sfragmentaryzowana. Żyje tutaj kilkaset milionów ludzi, ale mówią różnymi językami, obowiązują ich różne regulacje.

Mówi się, że Europa jest przeregulowana, że urzędnicy decydują o rynku...

Z pewnością są obszary, gdzie regulacji jest za dużo, ale generalnie nie jest źle. Problem leży chyba gdzie indziej. W Europie jest kilkadziesiąt krajów, co powoduje, że skalowanie biznesów jest dużo trudniejsze niż np. w USA. Dlatego też trudniej europejskim spółkom pozyskać inwestorów. Są ograniczenia, co nie znaczy, że europejskie spółki nie mogą iść w świat. Jedna z naszych spółek rozwinęła się w kilku europejskich krajach i teraz chcemy ją wyskalować na całym świecie. Wchodzimy do Brazylii, USA i Indii. Przekonaliśmy się zresztą, że problemy lokalne dotyczą nie tylko Europy. W Brazylii każdy stan ma nieco inny system księgowania i rozliczania, co wymagało od nas sporych nakładów pracy, żeby się dostosować.

W ubiegłym roku spadły nakłady inwestycyjne na większość branż rynku startupowego. Wyjątkiem jest sektor AI. Czy to kwestia mody, czy nowy Święty Graal?

Rok, dwa lata temu każda spółka musiała mieć w prezentacji chociażby jakąś wzmiankę, że wykorzystuje AI, i mam wrażenie, że była ona wykorzystywana do pompowania wycen. Dzisiaj ta technologia pokazuje możliwości bardzo szerokiego zastosowania. Jestem zdania, że AI na stałe wpisze się w naszą rzeczywistość i będzie bardzo ważnym elementem rozwoju każdej spółki technologicznej jako narzędzie, z którego w tym wyścigu zbrojeń technologicznych trzeba korzystać. Oczywiście z wykorzystaniem sztucznej inteligencji wiążą się zagrożenia, bo w bardzo dużym stopniu może ona zmienić nasz świat, ale tego marszu już nie zatrzymamy. Trzeba tylko starać się mądrze wdrażać innowacje z jej zakresu. Do tego potrzebne są regulacje, także po to, żeby wszyscy mogli czuć się bezpieczniej, ponieważ rozwojowi AI towarzyszy niepokój społeczny, co nie tworzy dobrego klimatu do rozwoju innowacyjności.

Inwestuje pan w spółki impaktowe o znaczeniu i wpływie społecznym. Co sądzi pan o inwestycjach w spółki zbrojeniowe tworzące technologie podwójnego zastosowania?

Moja filozofia inwestowania polega na wspieraniu, inwestowaniu w spółki, których rozwiązania i pomysły mają oczywiście sens biznesowy, ale równocześnie wywierają pozytywny wpływ na społeczeństwo i środowisko naturalne. Z założenia nie inwestuję w firmy powiązane z przemysłem zbrojeniowym. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy chodzi o ochronę życia. W naszej spółce Ciech pracujemy nad technologią, która ma mieć zastosowanie w odzieży ochronnej. Zależy mi na tym, żeby chronić życie, a nie je eliminować.

Podczas ostatniego WZA akcjonariusze Berkshire Hathaway odrzucili w głosowaniu wszystkie propozycje zmian w statucie odwołujące się do takich haseł jak różnorodność i ochrona środowiska. Informacja przeszła niemal bez echa w przeciwieństwie do nagłaśnianych wypowiedzi wyroczni z Omaha...

Głos z Omaha jest uważnie słuchany, bo wyrocznia rzadko się myliła. Nie chcę powiedzieć, że w tej sprawie jest inaczej. Na koniec dnia każda decyzja inwestycyjna musi być zgodna z sumieniem tego, kto jest właścicielem czy inwestorem. Ja jestem zwolennikiem ESG, co jest kwestią osobistego spojrzenia na świat taki, jaki on jest teraz. Sądzę, że decyzja Warrena Buffetta może wynikać z tego, że jest to osoba starszej daty, która większość życia przeżyła w innym świecie i dla niej definiowanie ESG może być czymś zupełnie innym niż dla 30-latka, któremu bliskie są zasady inkluzywności i dbałości o środowisko naturalne. Identyfikuje się on z wartościami ESG, bo one zaczynają być fundamentem naszego świata. Nie chcę oceniać głosowania w Berkshire, bo to decyzja akcjonariuszy. Sądzę, że może chodzić o kwestie definicyjne, gdyż uważam, że gdyby w spółce Warrena Buffetta nie było inkluzywności, otwartości na różnorodność, to ten wehikuł inwestycyjny dawno przestałby istnieć.

W ostatnich 3-4 latach silna jest tendencja, żeby ESG obejmowało coraz więcej obszarów, czasem skrajnie wręcz dyskusyjnych, co może prowadzić do sytuacji, że w firmach niekoniecznie zajmujemy się sprawami naprawdę kluczowymi. Dyskusja zmierza czasem w stronę daleko odbiegającą od biznesu. Pewien bardzo kreatywny właściciel spółki, który zatrudnia ludzi młodych, aktywnych i otwartych, powiedział mi, że w firmie była dyskutowana kwestia, czy powinna ona gwarantować pracownikom opiekę nad dziećmi. To udało się załatwić. Pojawił się natomiast problem, czy powinna też zapewnić opiekę nad zwierzętami w przypadku tych pracowników, którzy zostawiają w domach psy, koty itd. To jest poziom dyskursu, który ja przestaję rozumieć. Czy ta kwestia podlega pod ESG? Ktoś uzna, że tak, ja mam wątpliwości.

Czy taki wybór celów inwestycyjnych, które muszą mieć pozytywny efekt społeczny i środowiskowy, to ograniczenie dla inwestora, czy może atut? W ubiegłym roku bardzo szybko rósł rynek inwestycji w start-upy zielone czy związane z eko...

Każda spółka powinna mieć z tyłu głowy ochronę środowiska, ślad węglowy i każdą rzecz, która ma wpływ na to, jak żyjemy. Nie ma sprzeczności w stosowaniu się do zasad ESG i równoczesnym prowadzeniu bardzo dochodowego biznesu. W obecnych czasach można to połączyć. Odpowiedzialność społeczna jest bardzo ważna, szczególnie dla świadomych inwestorów.