Iskrzy na linii KNF — Roman Karkosik

Marcin GoralewskiMarcin Goralewski
opublikowano: 2017-04-10 22:00
zaktualizowano: 2017-04-10 19:42

Po terminie i na podstawie źle zinterpretowanych przepisów — kwituje inwestor karę nałożoną przez regulatora. Będzie odwołanie

— Absurdalna i nieuzasadniona prawnie. Tak traktuję decyzję Komisji Nadzoru Finansowego KNF, wydaną po raz kolejny w tej samej sprawie, po raz kolejny naruszającą mój wizerunek — mówi Roman Karkosik.

NADZÓR KONTRA INWESTOR: Absurdalne i nieuzasadnione — tak Roman Karkosik (z prawej) komentuje zarzuty pod swoim adresem kierowane przez Komisję Nadzoru Finansowego, kierowaną przez Marka Chrzanowskiego, zarówno w sprawie transakcji akcjami Krezusa, jak i Boryszewa. Drugą sprawą zajmuje się sąd powszechny, pierwsza przejdzie drogę odwołań przed sądami administracyjnymi. [FOT. SZYMON ŁASZEWSKI, WM]

W ubiegłym tygodniu KNF podtrzymała decyzję o karze administracyjnej dla inwestora. Na siedemnastu stronach komunikatu urząd tłumaczy, że Roman Karkosik, Grażyna Karkosik oraz Wiesław Jakubowski, działając w porozumieniu, złamali przepisy: naruszyli obowiązki informacyjne i przekroczyli progi bez ogłoszenia wezwania do zapisywania się na sprzedaż pozostałych akcji.

Zamiast Amber Gold

— Czy celem KNF jest niszczenie wizerunku polskiego przedsiębiorcy, pracującego uczciwie całe życie, zatrudniającego tysiące ludzi, płacącego miliony złotych podatku w Polsce? Czy każda władza szuka pieniędzy u najbogatszych? Łatwo po siedmiu latach nałożyć karę na uczciwego inwestora, trudniej upilnować setek milionów złotych straconych przez Polaków, którzy uwierzyli np. w Amber Gold — mówi Roman Karkosik.

Inwestor ma zapłacić 1,8 mln zł, jego żona 2 mln zł, a Wiesław Jakubowski 1,9 mln zł. Łącznie — 5,7 mln zł.

Inwestor ma zapłacić 1,8 mln zł, jego żona 2 mln zł, a Wiesław Jakubowski 1,9 mln zł. Łącznie — 5,7 mln zł. Pierwszą decyzję w tej sprawie KNF podjęła w 2015 r.

— Od decyzji administracyjnej przysługiwał wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. Został złożony, w związku z czym sprawa została rozpatrzona ponownie zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania administracyjnego i zakończona decyzją. Jest ona ostateczna — informuje Jacek Barszczewski z KNF.

Od decyzji KNF przysługuje skarga do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, zaś od wyroku tego sądu — skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie.

— Dopiero wtedy, gdy sądy administracyjne obie skargi oddalą, decyzja o nałożeniu kary przez KNF będzie prawomocna — mówi Mirosław Kutnik, prawnik Romana Karkosika.

Dowód czy domniemanie

Prawnicy inwestora na pewno będą się odwoływać. Po pierwsze, uważają, że zastrzeżenia „sprowadzają się w istocie do zarzutu niesumowania posiadanych przez Romana Karkosika w tamtym czasie akcji spółki Krezus z akcjami, które posiadała jego żona, z którą od lat 90-tych ma rozdzielność majątkową”. — Należy przy tym zaznaczyć, że ów obowiązek „sumowania stanu posiadania akcji” jest kontrowersyjny i występuje

tylko w przypadku istnienia pomiędzy podmiotami te akcje posiadającymi porozumienia co do nabywania tych akcji. Podkreślić też należy, że komisja istnienia tego porozumienia w żaden sposób nie udowodniła, lecz powołała się na domniemanie jego istnienia — tłumaczy Mirosław Kutnik.

Prawnicy argumentują także, że nałożona przez KNF kara dotyczy zdarzeń sprzed 24 października 2011 r. i de facto nie mogła być w ogóle nałożona. — Możliwość nałożenia kary przez Komisję Nadzoru Finansowego w sprawie przedawniła się z upływem trzech lat od końca 2011 r., czyli z końcem 2014 r. — uważa Mirosław Kutnik.

JUŻ PISALIŚMY: „PB” z 3 lipca z 2015 r.

TRANSAKCJE CZEKAJĄ NA WYROK: W toruńskim sądzie toczy się proces, który Romanowi Karkosikowi wytoczyła prokuratura po zawiadomieniu KNF.

Sprawa dotyczy operacji na akcjach Boryszewa. — Po 35 latach prowadzenia biznesu doczekałem się pierwszego aktu oskarżenia. Nie wiem, czy mam się pakować, szykować pieniądze na karę. Zarzuty są absurdalne — mówił kilka lat temu na łamach „Pulsu Biznesu” Roman Karkosik. KNF zarzuciła inwestorowi, że składał zlecenia oraz zawierał transakcje mogące wprowadzić w błąd co do rzeczywistego popytu i podaży, powodujących sztuczne ustalenie ceny i zapewniających kontrolę na popytem i podażą. Innymi słowy: inwestor wraz z żoną bez ekonomicznego uzasadnienie handlowali akcjami, żeby podkręcić obroty, aby spółka spełniła kryteria giełdy i pozostała w indeksie WIG20. Inwestor tłumaczy, że transakcje nie wprowadziły w błąd inwestorów (zleceń kupna i sprzedaży nie było w karnecie). Operacje miał także przeprowadzić ze względów podatkowych. Wyrok w pierwszej instancji ma zapaść jeszcze w tym roku.