To jedna z naszych szokujących prognoz, tzw. czarnych łabędzi (wydarzenie bardzo mało prawdopodobne, ale o potencjalnie wielkich konsekwencjach). Nie jest to tekst informacyjny.
Jarosław Kaczyński wraca na stanowisko partyjnego naczelnika, łączącego w sobie funkcje nadprezydenta i nadpremiera. Po uwolnieniu się od uciążliwych obowiązków formalnych będzie mógł skoncentrować się na tym, co lubi najbardziej — czystym politykierstwie, bez ponoszenia jakiejkolwiek formalnej odpowiedzialności konstytucyjnej.
Rok 2022 naczelnik poświęci na konkretyzowanie strategicznej decyzji, którą już podjął. Kieruje statek Rzeczypospolitej Polskiej na kurs twardej kolizji z górą lodową Unii Europejskiej, dosłownie za każdą cenę. Postanowił rzucić na ideologiczny stos wart około 57 mld EUR Krajowy Plan Odbudowy, który Komisja Europejska odblokowałaby dopiero po wycofaniu się władców z przepisów paraliżujących polskie sądownictwo, czego oni nigdy nie zrobią. Innym ważnym powodem jest odmowa zazieleniania polskiej gospodarki w tempie, którego oczekuje i wymaga nie tyle eurokracja, ile po prostu wspólnota. Na szczytach Rady Europejskiej szef polskiego rządu traktowany jest przecież niczym antyekologiczny hamulcowy przez resztę prezydentów i premierów, w tym również wyszehradzkich oraz bałtyckich. Jeszcze jednym ważnym powodem staje się przebieg konferencji na temat przyszłości Europy, której dorobek będzie biegunowo odbiegał od ideologicznych żądań i oczekiwań obecnych władców Polski.
W tych okolicznościach samozwańczy naczelnik nabierze przekonania, że formuła przynależności Polski do Unii Europejskiej już się wyczerpała. Wykorzystaliśmy fundusze przedakcesyjne, później ograniczone z resztówki budżetowej 2004-06, następnie bardzo tłuste finansowe siedmiolatki 2007-13 i 2014-20, a także obecnie trwającą skromniejszą 2021-27, z której ostatni raz korzystamy jako beneficjenci netto. I tyle wystarczy. Doświadczenia brexitu dowodzą, że aby uwolnić się z unijnych kajdanów od 1 stycznia 2028 r. i nie stać się płatnikiem netto, trzeba działać teraz. Dlatego prezes już rzuca na wybory parlamentarne 2023 nośne hasło przywołane w tytule. IV RP to powrót do idei pierwszego rządu PiS z lat 2005-07 — nazwa podkreśla niezgodę na zapisany w preambule konstytucji numer III RP. Unijna IV Rzesza zaś w zamyśle Jarosława Kaczyńskiego nawiązuje do tradycji niemieckiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Ziemie polskie nigdy — poza zachodnim skrawkiem w pierwszych latach zaborów — do niego nie należały, zatem najwyższy władca nie widzi uzasadnienia, dlaczego miałyby należeć obecnie.