Bankomatowy biznes robiony między innymi w Polsce okazał się technologicznym hitem na amerykańskim Nasdaq.
Tu nawet najwięksi sceptycy nie mają wątpliwości: Euronet został przebojem Nasdaq. Nie byłoby to jednak możliwe bez wsparcia funduszy venture capital, które nie tylko uwierzyły w potencjał rynku bankomatowego, ale i wspomogły spółkę w budowie nowej strategii.
Trójpodział biznesu
— Na czym polega ta strategia? Mamy trzy tzw. linie biznesowe. Podstawą jest sieć bankomatów. W Polsce mamy około 1800 bankomatów, w tym ponad 500 z logo Euronetu, i jest to największy udział w rynku z wszystkich krajów, gdzie Euronet jest obecny. Nasz pierwszy bankomat postawiliśmy w hotelu Marriott — stoi on tam do dziś. Porównywalna z Polską jest tylko Rumunia, gdzie mamy około 680 bankomatów. Pozostałe obszary naszej działalności to usługa doładowywania telefonów komórkowych, czyli pre-paid oraz sprzedaż oprogramowania bankom (200 klientów w ponad 60 krajach) — mówi Robert Koński, dyrektor generalny polskiego oddziału Euronetu.
Pieniądze i fundusze
Przygoda z bankomatami zaczęła się w roku 1994, kiedy to do Budapesztu przyjechali dwaj Amerykanie Michael J. Brown i Daniel Henry. Nietrudno było wówczas dostrzec wielkie perspektywy rozwoju specjalistycznych usług finansowych, przed jakimi stała cała Europa Środkowa, w tym i Polska.
— Założyciele wyłożyli z własnej kieszeni kilkadziesiąt tysięcy dolarów i dodatkowo przyciągnęli kilka funduszy venture capital: Poland Partners, Poland Investment Fund, Advent PEF, Hungarian Private Equity Fund oraz DST — dodaje Robert Koński.
Pieniądze to oczywiście nie wszystko — kluczem była wiedza i doświadczenie. Bardzo przydały się lata pracy Michaela w firmie software’owej Informix. W globalnym zarządzie spółki zasiadł Steven Buckley z Poland Partners.
Tempo rozwoju firmy było zawrotne.
— W czerwcu 1995 roku rozpoczęliśmy instalowanie pierwszych bankomatów na Węgrzech. W marcu 1998, a więc rok po naszym debiucie giełdowym, mieliśmy ich w całej Europie Środkowej już około 800, w tym blisko połowę w Polsce. Instalowaliśmy więc średnio jeden bankomat w każdy roboczy dzień tygodnia — chwali się Robert Koński.
Ameryka na kolanach
Po trzech latach działalności, mimo że Euronet wciąż nie wykazywał zysku, właściciele zdecydowali się wprowadzić Euronet na giełdę.
— Wybór padł na słynny amerykański Nasdaq ze względu na jego technologiczny charakter. Wejście na giełdę nie było jednak podyktowane wyłącznie chęcią wycofania się z inwestycji funduszy venture capital. Chodziło tu raczej o kilka elementów. Przede wszystkim status spółki giełdowej podnosił naszą reputację co z kolei ułatwiało współpracę z dużymi klientami, czyli głównie bankami — mówi Janusz Diemko, wiceprezes zarządu Euronetu.
Wejść, zarobić, pomóc
Kolejnym elementem było stworzenie venture capital możliwości odzyskania zainwestowanego kapitału. Ponieważ inwestorzy bardzo wysoko oceniali dalsze perspektywy rozwoju, żaden z funduszy nie sprzedał wszystkich posiadanych akcji.
Wreszcie trzecim powodem wejścia spółki na Nasdaq były plany uzyskania nowych kapitałów na rozwój spółki.
— Chyba nie zawiedliśmy inwestorów — uważa Janusz Diemko.
— Na giełdę wchodziliśmy z ceną akcji 13,5 dolara. Dzisiaj Euronet kosztuje około 24 dolarów za akcję. Firma jest bardzo ciekawa i rozwojowa, jeszcze wszystko przed nami. Euronet nie rozwijałby się tak, jak się rozwija, gdyby nie venture capital i giełda — dodaje Robert Koński.