Jak nie motywować pracowników

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2024-09-18 20:00

Szkolenia, karta sportowa, open space – czy naprawdę tego chcą twoi podwładni?

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • co jest nie tak z open space'em
  • dlaczego szkolenia tak często są stratą czasu
  • dlaczego równe traktowanie jest złe
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W pewnej firmie jeden z kierowników pojawił się w pracy w nastroju gorszym niż kawa bez kofeiny. Nie zamienił z nikim słowa, a swoje obowiązki wykonywał z zaangażowaniem godnym katorżnika. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Współpracownicy, nie chcąc się narzucać, zostawili go w spokoju, myśląc: każdy może mieć gorszy dzień, musimy to uszanować.

Nazajutrz kierownik przyszedł w równie podłym humorze. Zaniepokojony kolega zapytał go, czy stało się coś poważnego – może ktoś bliski zachorował albo on sam ma poważne kłopoty. „Nie, nie” – zaprzeczył kierownik. „Wczoraj rano dowiedziałem się, że jutro przyjeżdża szef regionu i będzie miał ze mną coaching. Drugą noc nie mogę spać, stąd taki nastrój”.

Często chcemy pomóc pracownikowi, a nieświadomie jeszcze bardziej go dołujemy. Przyjrzyjmy się kilku podobnym sytuacjom, aby lepiej zrozumieć prawdziwe oczekiwania i potrzeby podwładnych.

Open space i gorące biurka

Od lat trwa moda na open space, czyli biurową wersję „wszyscy na pokład”, a ostatnio popularnością cieszą się gorące biurka, które zajmuje się według zasady „kto pierwszy, ten lepszy”. Zalety open space'u? Łatwiejsza współpraca i komunikacja, bo znikają bariery i dystans między pracownikami różnych specjalności i szczebli. Gorące biurka to hit czasów po pandemii, gdy mniej osób pracuje stacjonarnie. Możesz usiąść, gdzie chcesz, jak w kawiarni.

W teorii brzmi świetnie, prawda? Ale jest też druga strona medalu. Open space to brak prywatności i hałas, który według badań może prowadzić do problemów z koncentracją i większego stresu, a nawet wypalenia zawodowego. Z gorącymi biurkami też jest pewien problem. Człowiek to stworzenie terytorialne, które lubi mieć swoje miejsce i bronić go przed intruzami. To taki atawizm, pozostałość po naszych praprzodkach. Brak stałego stanowiska sprawia, że czujesz się jak samotny wilk w korporacyjnej dżungli, bez poczucia przynależności i stabilizacji.

Najbardziej cierpią na tym introwertycy, dla których konieczność dzielenia przestrzeni z przypadkowymi osobami to prawdziwy koszmar. Jakby codziennie brali udział w biurowej wersji gry „Survivor”. Jeśli naprawdę chcemy tworzyć inkluzywne zespoły, w naszych biurach musimy zapewnić zarówno przestrzenie odosobnienia, jak i współpracy.

Spotkania integracyjne

A skoro już wspomnieliśmy o cechach osobowości – jeśli gorące biurka paraliżują niektórych z nas, to co powiedzieć o firmowych spotkaniach integracyjnych! Co z nimi nie tak? Ano to, że są skrojone na miarę ekstrawertyków, którzy czerpią energię z interakcji społecznych, głośnej muzyki i tłumów ludzi. To ich naturalne środowisko.

Ale co z introwertykami? Nadmiar bodźców towarzyskich i rozrywek sprawia, że czują się przytłoczeni, zmęczeni i marzą o cichym kącie, gdzie mogliby przez chwilę odpocząć. A najgorsze? Kiedy muszą wyjść na scenę, by zatańczyć, zaśpiewać lub odebrać nagrodę. Z zabawy robi się horror, a serce bije jak szalone.

Może warto pomyśleć o bardziej zróżnicowanych formach integracji? Mniejsze, kameralne spotkania, warsztaty, gry zespołowe czy wyjazdy integracyjne, które oferują różne formy interakcji, dostosowane do różnych typów osobowości. W ten sposób każdy - czy jest ekstrawertykiem, czy introwertykiem - będzie mógł czerpać radość z integracji.

Świadczenia pozapłacowe

Firma wydaje fortunę na wyjazd integracyjny, a mimo to połowa uczestników ma kwaśne miny. Podobnie jest ze świadczeniami pozapłacowymi. Choć pracodawcy przeznaczają rocznie na benefity około 2 tys. zł na głowę, pracownicy i tak nie są zadowoleni. No bo wiecie, dostają te wszystkie karnety na siłownię, paczki świąteczne dla dzieci, a potem ten i ów myśli: „Serio? To jest to, na co czekałem cały rok?”.

Dlaczego tak jest? Bo nikt ich nie pyta, czego naprawdę chcą! Zamiast zagadnąć: „Hej, co by ci się przydało?”, firma daje każdemu to samo. Jakbyśmy wszyscy byli klonami. A przecież każdy z nas jest inny. Kowalska chce karnet na siłownię, Nowak dzień wolny, a pani Kasia z księgowości wolałaby karnet do kina.

I tak to wygląda. Przychodzi HR i mówi: „Mamy dla was świetne benefity: karnet na siłownię”. Pracownik na to: „Ale ja nie lubię siłowni”. „No to paczka świąteczna dla dzieci”. „Ale ja nie mam dzieci”. „To może coś innego?”. No właśnie, może wreszcie coś innego. Innego niż w zeszłym roku i innego niż dostali Kowalska i Nowak.

Polityka otwartych drzwi

A przy okazji – dążąc do równości, liderzy popełniają wiele błędów. Pamiętacie czasy, gdy prezesi mieli gabinety większe od mieszkań? Dziś jest open space i nawet grube ryby spędzają większość czasu pracy wśród firmowych okoni i płotek. Albo stosują politykę otwartych drzwi. Niby postęp, niby większa dostępność. Ale czy o to chodziło? Można się cieszyć, że hierarchia zniknęła, lecz często oznacza to tylko, że szef nie ma chwili spokoju, by coś rozważyć, podjąć lepszą decyzję.

Trzeba wiele odwagi, aby jak Steve Harvey, amerykański prezenter telewizyjny, ogłosić w internecie: „Koniec ze spotkaniami w mojej garderobie. Koniec z zaglądaniem do niej lub wpadaniem na chwilę. Bez wyjątków”. Zagroził, że kto nie zastosuje się do tego zakazu, zostanie natychmiast usunięty przez ochronę. Notatka stała się viralem, ściągając na jej autora gromy. To jednak Steve Harvey miał rację – szef, któremu się ciągle przeszkadza, jest nieefektywny. Podwładni go lubią, ale tylko do momentu, gdy inne działy zaczynają dostawać premie, a jego zespół nie. Jak można realizować plany i osiągać wielkie rzeczy z liderem, który jest wiecznie zajęty?

Szkolenia i coaching

A teraz hit sezonu – rozwój zawodowy. Szkolenia, mentoring, coaching. Niby świetnie, ale wiadomo, jak to wygląda w praktyce. Szef regionu dzwoni do kierownika: „Odwiedzę cię i zrobię ci sesję coachingową”. A kierownik myśli: „O nie, na pewno mnie zruga z góry na dół”. Oby tym razem było inaczej. W końcu coaching to nie ruganie. Przynajmniej w teorii.

Ale żarty na bok. Programy rozwojowe nie zawsze spełniają oczekiwania. To jak w przypadku wszystkich innych benefitów – zamiast zapytać pracowników, na jakiej wiedzy i umiejętnościach im zależy, firmy płacą za nieodpowiednie kursy. Dla 43 proc. ankietowanych szkolenia to po prostu strata czasu – wynika z danych platformy szkoleniowej Axonify. Co więcej, prawie co trzeci respondent wątpi, że w ogóle ma szansę na rozwój w firmie. Wygląda na to, że między tym, co pracodawcy oferują, a tym, czego naprawdę potrzebują pracownicy, zieje przepaść.