Stało się jasne, kto dokonał największej w ostatnich latach sprzedaży akcji notowanej na GPW spółki VRG, właściciela m.in. Vistuli, Bytomia i W.Kruka. Stoi za tym Jan Pilch.
Jeszcze w trakcie sesji 29 sierpnia VRG poinformowało o złożeniu przez niego rezygnacji z funkcji wiceprzewodniczącego rady nadzorczej (RN) oraz sprzedaniu wszystkich posiadanych bezpośrednio 186 tys. akcji po 3,47 zł. Na tym się jednak nie skończyło.
Wielomilionowe transakcje
Wieczorem tego samego dnia powiązany z Janem Pilchem fundusz Forum XXIII FIZ — zarządzany przez Forum TFI — poinformował o sprzedaży około 10 mln akcji również po 3,47 zł. Oznacza to, że Jan Pilch sprzedał łącznie około 10,2 mln walorów za 35,3 mln zł.
28 sierpnia doszło do trzech transakcji pakietowych po 3,47 zł. W trzeciej ktoś pozbył się 6,95 mln akcji za 24,1 mln zł. Sprzedawca jeszcze się nie ujawnił, ale wielkość pakietu (2,97 proc. udziału w VRG) jest identyczna z należącym jeszcze tydzień temu do Forum X FIZ, również zarządzanym przez Forum TFI.
Brak zaraportowania tej transakcji może wynikać z tego, że osoba kojarzona z Forum X FIZ nie jest ani nie była we władzach VRG. To przez ten fundusz Krzysztof Bajołek kontroluje (wraz z bratem, Arkadiuszem) inną modową spółkę z GPW — Answear.com.
– Krzysztof Bajołek nigdy nie angażował się w działalność VRG, natomiast Jan Pilch ma na głowie mnóstwo projektów deweloperskich i to przede wszystkim im poświęca uwagę. Mógł więc już odczuwać branżowe wypalenie, a poza tym potrafi liczyć i widocznie uznał, że nieruchomości zapewnią mu lepszą stopę zwrotu niż akcje VRG – mówi osoba znająca sytuację w spółce, pragnąca zachować anonimowość.
Droga Jana Pilcha do VRG
Jan Pilch i Krzysztof Bajołek do dawni wspólnicy. W 1991 r. założyli spółkę Artman, zajmującą się w pierwszych latach dystrybucją odzieży. W kolejnej dekadzie stworzyli własne marki modowe — House i Mohito — i wprowadzili firmę na GPW. Zbudowali biznes, który LPP, właściciel m.in. marek Reserved i Sinsay, przejęło w 2008 r. za 395 mln zł.
Drogi przedsiębiorców wkrótce się rozeszły. Krzysztof Bajołek postawił na własne modowe biznesy. Stworzył sieć Medicine oraz sklep internetowy Answear.com, którego giełdowa kapitalizacja przekracza 600 mln zł.
Jan Pilch natomiast w kolejnych latach łączył funkcje zarządczą i nadzorczą. W latach 2012-15 kierował firmą windykacyjną Raport. W międzyczasie przewodził RN m.in. spółek modowych Gino Rossi oraz Simple Creative Products. Szczególnie zaangażował się w odzieżową markę Bytom — był przewodniczącym RN od 2010 r. aż do momentu połączenia z VRG w 2018 r.
Przedsiębiorca nie wycofał się wówczas z grupy modowej, pełnił w niej dalej funkcje nadzorcze. Był uważany za sojusznika Jerzego Mazgaja (biznesmena wciąż zaangażowanego kapitałowo w VRG), który określał Jana Pilcha mianem ikony branży. Jednak gdy nieformalną kontrolę w spółce przejął Jan Kolański, można było usłyszeć, że twórca Coliana przeciągnął Jana Pilcha na swoją stronę. To właśnie jemu — jako zastępcy przewodniczącego — RN pod przewodnictwem Mateusza Kolańskiego (syna Jana) powierzyła tymczasowo kierowanie VRG po tym, jak odwołała we wrześniu 2021 r. Andrzeja Jaworskiego. Miał wykonywać czynności prezesa do grudnia, ale przez problemy z wyłonieniem nowego szefa trwało to do kwietnia 2022 r. Ster przejął wówczas Janusz Płocica i dzierży go do dzisiaj.

W przypadku sprzedaży dużych pakietów akcji VRG po 3,47 zł rozumiem obie strony. Spółka notuje w ostatnim czasie słabszą sprzedaż w segmencie odzieżowym, w ujęciu rok do roku o mniej więcej jedną czwartą. W związku z tym dla inwestorów, którzy mogą zainwestować kapitał w bardziej atrakcyjny dla siebie w krótkiej perspektywie sposób, oferta była atrakcyjna. Natomiast dla kogoś patrzącego na VRG strategicznie kupowanie akcji po takiej cenie też ma sens.
Obecny kurs nie jest wysoki dla inwestora, który chciałby przejąć VRG. Ostatnie transakcje traktuję jednak raczej jako umacnianie się któregoś z akcjonariuszy – możliwe że Jana Kolańskiego, ale trzeba zaczekać na potwierdzenie. Ściągnięcie spółki z giełdy wydaje się mało realne z powodu dużego udziału OFE [PZU i Nationale-Nederlanden mają 33,4 proc. – red.]. Myślę, że nie sprzedałyby akcji po 3,47 zł ani nawet po zbliżonej cenie, tylko oczekiwałyby gigantycznej premii. Może zagraniczny inwestor byłby gotów ją zapłacić, ale polski niekoniecznie.