Rami Ungar wycofał ofertę na kolebkę Solidarności. Czy wejdzie do Gdyni? Zainteresowanie deklaruje Donbas, ale stawia warunki.
Jeden z kandydatów na inwestora dla kolebki — izraelski armator Rami Ungar — przedwczoraj wycofał ofertę na zakup Stoczni Gdańskiej. Potencjalny partner chciał nabyć 100 proc. walorów zakładu. Tymczasem w ubiegłym tygodniu jedną trzecią akcji Stoczni Gdańskiej objęła Agencja Rozwoju Przemysłu, kontrolowana przez skarb państwa.
Tylko bez upadłości
Dziś będzie wiadomo, czy Rami Ungar podobnie postąpi z ofertą na dokapitalizowanie Stoczni Gdynia (notabene właściciela Gdańskiej). Zadłużona spółka, na której walnym izraelski armator ma już około 20 proc. głosów, liczy nawet na 500 mln zł. W tym jednak wypadku Rami Ungar nie może się tak po prostu odwrócić na pięcie. Z jego punktu widzenia, bankructwo stoczni nie wchodzi w grę. Potrzebuje statków, które ma zbudować właśnie Gdynia, a na ulokowanie zamówień w innych zakładach w krótkim terminie nie może liczyć.
Oprócz Ramiego Ungara wstępną propozycję dla Gdyni przedstawił też ukraiński Donbas. Nieoficjalnie mówi się, że może objąć akcje za 300 mln zł. Konstanty Litwinow, reprezentujący Donbas, na razie niechętnie mówi jednak o konkretnych kwotach.
— Chcemy objąć pakiet kontrolny. Zgłaszamy zainteresowanie, ale objęcie akcji zależy od spełnienia kilku warunków. Kluczowe są redukcja zobowiązań i akceptacja planu restrukturyzacji przez UE — mówi Konstanty Litwinow.
Kapitał bez długów
Inwestorzy chcą dokapitalizować gdyńską spółkę, ale pod warunkiem że pieniądze pójdą na inwestycje, a nie na spłatę jej długów. Redukcji zobowiązań nie da się jednak przeprowadzić bez pomocy państwa. Ta zaś musi być uzgodniona z Brukselą.
Kilka tygodni temu pracodawcy sektora stoczniowego przygotowali więc projekt ustawy, dzięki której część długów miałaby zostać umorzona albo spłacona obligacjami. Projekt został jednak skrytykowany przez przedstawicieli rządu i posłów. Obecnie pojawił się inny pomysł. Po dokapitalizowaniu Gdyni przez inwestora w kolejnym etapie jej kapitał miałby też podwyższyć skarb państwa. W grę wchodzi nawet kilkaset milionów złotych. Środki te mogłyby pójść na przykład na spłatę zobowiązań publicznoprawnych. Później akcje pochodzące z dokapitalizowania, z dyskontem mogliby wykupić inwestorzy.