
Wielokrotnie słyszymy argument, że za mało zarabiamy i nie stać nas na oszczędzanie. Prawda natomiast jest taka, że mamy coraz więcej wolnych środków, ale nie odkładamy ich na „później”, bo chcemy je wykorzystać „tu i teraz” lub trzymamy je w gotówce i na kontach w banku, które powodują, że ich wartość z czasem maleje. Jak wynika z danych GUS, w 2020 roku wydawaliśmy ok. 63 proc. środków, które stanowiły nasz miesięczny dochód. To oznacza, że średnio pozostaje nam 37 proc. miesięcznego dochodu, który można oszczędzić, a najlepiej – zainwestować. Dzięki temu nie straci on na wartości przez rosnącą inflację, a jednocześnie pozwoli zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe – przekonuje Robert Zapotoczny, prezes PFR Portal PPK
Długoterminowe oszczędzanie na przyszłość nie cieszy się popularnością wśród Polaków. Mimo że ponad 8,9 mln osób pracuje w Polsce w firmach prowadzących Pracownicze Plany Kapitałowe lub Pracownicze Programy Emerytalne, to na swoją przyszłość wraz z pracodawcą oszczędza tylko co trzeci pracownik. Na razie nie najlepiej wyglądamy też na tle innych krajów (liczymy jednak, że zmieni się to w niedalekiej przyszłości). Prywatne aktywa emerytalne, wyrażone jako % PKB, wynosiły w Polsce na koniec 2018 r. tylko 8,5%, co było jednym z niższych wyników wśród krajów OECD. Najlepszy wynik odnotowano w Danii, gdzie prywatne aktywa emerytalne stanowiły około 199% tamtejszego PKB (źródło: materiał PFR S.A. „Comiesięczne informacje o oszczędnościach – czerwiec 2021 r.”). Jak wskazują eksperci, małe zainteresowanie Polaków oszczędzaniem na przyszłość wynika m.in. z niskiego poziomu średnich wynagrodzeń, wysokich aspiracji konsumpcyjnych, myślenia krótkoterminowego, czyli o tylko o tym co tu i teraz oraz niewielkich zachęt ze strony państwa i pracodawców do dobrowolnego oszczędzania.
Z drugiej strony obserwowany od wielu lat trend, zgodnie z którym dochody gospodarstw domowych rosną szybciej niż ich wydatki, w ostatnim okresie jest szczególnie zauważalny. Jak pokazują dane GUS w 2020 r. średni udział tych ostatnich w tzw. dochodzie rozporządzalnym wynosił 63%. Dla porównania w 2019 r. wskaźnik ten wynosił 68,8%, w 2015 r. – 78,7%, w 2010 r. – 83,7% a w 2004 r. – aż 95,4%. Oznacza to, że gospodarstwa domowe mają coraz więcej wolnych środków do zagospodarowania. W ubiegłym roku było to już 37% ich dochodu (patrz wykres). Warto zastanowić się jak je zagospodarować, aby nie traciły one na wartości (inflacja). I przy okazji – korzystając ze sprzyjających warunków – zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe w przyszłości.
Dochód rozporządzalny to inaczej suma bieżących dochodów gospodarstw domowych z różnych źródeł, pomniejszona o zaliczki na podatki np. PIT oraz składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Jest to więc kwota netto, którą przeciętne gospodarstwo domowe ma do swojej dyspozycji w ciągu miesiąca. Dochód rozporządzalny przeznaczony jest na wydatki oraz przyrost oszczędności.
Jak nie teraz, to kiedy?
Tym bardziej, że – jak pokazują dane GUS – nie tylko z roku na rok więcej zarabiamy, co pozwala (jeśli nie wszystkim pracującym to przynajmniej dużej ich liczbie) część swoich zarobków i to bez specjalnych wyrzeczeń, zamiast na bieżącą konsumpcję przeznaczyć na budowanie kapitału na przyszłość, ale też wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie sytuacja pracowników nie powinna ulec pogorszeniu. Świadczy o tym chociażby tzw. indeks PMI, który w maju br. w sektorze wytwórczym wyniósł 57,2% i był wyższy w porównaniu z miesiącem poprzednim o 3,5%. Indeks ten inaczej nazywa się wskaźnikiem wyprzedzającym koniunktury, bowiem w dużej mierze pozwala określić, jak w najbliższym czasie będzie kształtowała się gospodarka. Optymizmem napawają też informacje płynące z rynku pracy. Stopa bezrobocia spadła w maju br. (w porównaniu do kwietnia) o 0,2 pkt. proc. do 6,1%.
Wydaje się więc, że pomału wracamy do rynku pracownika. To zatem – jak się wydaje – nie najgorszy czas, aby pomyśleć o swoim bezpieczeństwie finansowym: obecnym i po zakończeniu aktywności zawodowej. Jak? Każdy sposób jest dobry. Szczególną uwagę warto jednak zwrócić na programy oszczędnościowe, które zapewniają bezpieczeństwo naszym środkom, gwarantują udział profesjonalistów w ich inwestowaniu i nie tylko nie kosztują nas dużo, ale także przynoszą dodatkowe korzyści, takie jak np. dofinasowanie od państwa czy ulgi podatkowe.
Oszczędzać, ale gdzie?
Przyjrzyjmy się dwóm programom: Pracowniczym Planom Kapitałowym (PPK) i indywidualnym kontom zabezpieczenia emerytalnego (IKZE), które takie zachęty od państwa przewidują. Co je łączy? Oba oferują swoim uczestnikom dodatkowe, wymierne korzyści finansowe. W PPK pracodawca i państwo dopłacają do prywatnych oszczędności uczestników konkretne kwoty. W IKZE – oszczędzający, dokonując wpłat na swoje indywidualne konto, zmniejsza płacony przez siebie podatek dochodowy.
Dlaczego PPK?
PPK to pierwszy program umożliwiający większości osób zatrudnionych oszczędzanie na przyszłość w miejscu pracy. Do wpłat pracowników – wynoszących co do zasady 2% wynagrodzenia – dokłada się pracodawca (1,5% tego wynagrodzenia). Zarówno pracownik, jak i pracodawca mogą także zadeklarować wpłaty dodatkowe w wysokości odpowiednio 2% i 2,5%. Do oszczędności uczestnika dokłada się też państwo, przekazując mu – oprócz jednorazowej wpłaty powitalnej (250 zł) – raz w roku dopłatę roczną w wysokości 240 zł. Oznacza to, że średnio do każdego wpłacanego złotego pracownik otrzymuje drugie tyle w formie dopłat. To (oraz dobre wyniki funduszy, które inwestują gromadzone na rachunkach PPK środki) spowodowało, że rzeczywista stopa zwrotu z inwestycji w PPK dla pracownika wyniosła w 2020 r. od 80 do 122%, natomiast średnia stopa zwrotu z funduszy PPK od powstania wyniosła 18,4%.
Na razie, po czterech etapach wdrażania w Pracowniczych Planach Kapitałowych zdecydowało się oszczędzać 2,3 miliona osób, co daje 28,8% partycypacji, ale wierzymy, że liczba ta – chociażby z podanych powyżej względów – będzie systematycznie rosła.
Dlaczego IKZE?
Na indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) uczestnik programu wpłacać może pieniądze – kiedy chce i ile chce. Z jednym ograniczeniem. Jest nim roczny maksymalny limit, który w 2021 r. wynosi 6 310,80 zł, a dla osób samozatrudnionych – 9 466,20 zł. Wpłaty na IKZE z danego roku kalendarzowego oszczędzający odliczyć może w PIT od podstawy opodatkowania. To, ile nominalnie jest w stanie faktycznie zaoszczędzić na podatku w takiej sytuacji zależy od tego, ile wpłacił i jaką stawką są opodatkowane jego dochody.
Skorzystanie z obniżenia podstawy opodatkowania jest korzystne dla wszystkich podatników. Jednak szczególnie atrakcyjne będzie dla osób znajdujących się na granicy I i II progu podatkowego – w ich przypadku wpłaty na IKZE pozwalają na pozostanie przy stawce 17%, czyli płacenie dużo niższego podatku od całości osiąganego przez siebie dochodu. A jak pokazują dane Eurostatu osób takich jest z roku na rok coraz więcej (w 2009 roku podatki według wyższej stawki płaciło 2,2% aktywnych zawodowo, 10 lat później 7,4%.). Osób zainteresowanych oszczędzaniem w IKZE powinno więc również stopniowo przybywać. Dlaczego? Bo – podobnie jak w PPK – oszczędzanie w IKZE po prostu się opłaca.
