Są dwie oferty na Gdańsk. Złożyli je pracownicy spółki oraz konsorcjum ARP i Energi. Karkosik ma wejść dzięki dokapitalizowaniu.
Wczoraj minął termin składania ofert na zakup Stoczni Gdańskiej, która należy do Stoczni Gdynia. Energa, dystrybutor prądu, poinformowała wczoraj, że złożyła ofertę razem z Agencją Rozwoju Przemysłu (ARP). Do każdej z firm miałoby trafić po 50 proc. akcji. To ciekawe. A co dostanie Roman Karkosik?
— Formuła konsorcjum jest otwarta. Pan Karkosik zdecydował się przystąpić do konsorcjum razem z ARP i Energą i wziąć udział w badaniu spółki — mówi Ewa Bałdyga, która odpowiada za kontakty biznesmena z prasą.
Badanie potrwa dwa tygodnie.
Arkadiusz Krężel, prezes ARP, informuje, że zasady i zakres zaangażowania każdego z podmiotów w stocznię będą dopiero negocjowane. Podkreśla, że ARP i Energa wejdą do stoczni dzięki transakcji bezgotówkowej, czyli skonwertowaniu wierzytelności na akcje.
— W przeciwnym razie Komisja Europejska mogłaby uznać transakcję za niedozwoloną pomoc publiczną — dodaje prezes.
Podkreśla jednak, że stocznia potrzebuje dokapitalizowania.
— Pan Karkosik ma wejść w drugim etapie i podwyższyć kapitał Stoczni Gdańskiej — informuje Andrzej Jaworski, p.o. prezesa stoczni.
O ile? Tego nie wiadomo. W grę wchodzi kilkadziesiąt milionów złotych. Ewa Bałdyga podkreśla jednak, że niedawna sprzedaż przez biznesmena części akcji Boryszewa i Impexmetalu nie ma nic wspólnego z pozyskiwaniem środków na stocznię i była spowodowana wymogami prawa rynku kapitałowego.
Wiadomo natomiast nieoficjalnie, ile za Gdańsk zaproponowały ARP i Energa. W grę wchodzi skonwertowanie 20 mln zł wierzytelności stoczni na akcje i 30 mln zł w międzystoczniowych rozliczeniach. Ten pomysł niezbyt jednak podoba się Gdyni, która ma wyceniony księgowo majątek stoczni na 80 mln zł.
Gdynia dostała jednak także drugą ofertę — od spółki pracowniczej Stoczni Gdańskiej. Załoga ma szansę na pożyczkę od zagranicznego inwestora zainteresowanego Gdynią. Spółkę chce dokapitalizować armator Rami Ungar.