Kiedy szef zakłada czapkę Mikołaja. O rytuałach, które leczą korporację

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-12-05 14:34

Rytuały są prastarym mechanizmem, który rozluźnia codzienne role i przywraca ludziom poczucie wspólnoty, sensu i emocjonalnego oddechu. Nawet jeśli firmowe spotkania na koniec roku wprawiają w zakłopotanie, to właśnie one pozwalają odreagować napięcia i na chwilę stać się bardziej ludźmi niż profesjonalistami.

  • Przeczytaj artykuł i dowiedz się: Dlaczego niemal 40% Polaków nie przepada za firmowymi wigiliami, mimo grudniowej atmosfery?
  • Przeczytaj artykuł i dowiedz się: Jak filozofowie tłumaczą opór przed świątecznymi rytuałami i ich zaskakującą moc?
  • Przeczytaj artykuł i dowiedz się: Czym jest "liminalność" i "communitas" i jak firmowe spotkania budują prawdziwą wspólnotę?
  • Przeczytaj artykuł i dowiedz się: Jaki jest biznesowy argument za firmowymi rytuałami i jak wpływają na zaangażowanie pracowników?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Grudzień rozbraja nawet najbardziej nieufnych sceptyków i zawodowych cyników. Już Mikołajki pokazują, jak łatwo dorośli dają się uwieść urokowi drobnych prezentów i symbolicznych gestów. Tego dnia niejeden do bólu analityczny księgowy odzyskuje coś z dziecięcej ekscytacji – a kreatywny menedżer tylko czeka na pretekst, by odpalić wyobraźnię. Jak dobrze, że choć na moment nie musimy skupiać się wyłącznie na korporacyjnym trudzie, znoju i stresie.

Ale jest i druga strona: niemal 40 proc. Polaków nie przepada za firmowymi wigiliami – wynika z ubiegłorocznego sondażu SW Research dla „Wprost”. Skąd ten dystans? To chwila, w której trzeba zdjąć maskę profesjonalisty, odsłonić emocje, wyjść poza rutynowe role. Dla wielu to krępujące, właśnie dlatego, że grudzień nie poddaje się codziennym regułom.

Ryzyko wyjścia z zawodowej roli

Byung-Chul Han, filozof i uważny krytyk współczesności, ubolewa nad zanikiem rytuałów. Odpowiada za to wiele zjawisk, a jednym z najważniejszych jest obsesja na punkcie efektywności i marki osobistej. W kulturze ciągłej mobilizacji unikamy sytuacji, które wymagają odsłonięcia się przed innymi. Żyjemy w społeczeństwie osiągnięć, w którym wszystko ma mieć cel, tempo i uzasadnienie. Rytuały – powtarzalne, symboliczne, pozornie niepraktyczne – wymykają się tej logice. A jednak to właśnie dzięki nim odzyskujemy poczucie stabilności i zakorzenienia.

Świąteczne aktywności, nawet tak powszechne jak firmowe spotkania, wyprowadzają nas z trybu zadaniowego i przenoszą w rytm wspólnoty. Dlatego budzą opór – ale dają też ulgę, kiedy już się wydarzą. Kto z nas nie miał dyrektora, który przez cały rok mówił tylko o targetach, a na firmowej wigilii nagle wyjął gitarę i zaśpiewał „Last Christmas” ze łzami w oczach? Nikt nie nagrał, bo wszyscy byli zbyt zajęci byciem ludźmi.

Aby pośród deadlinów zobaczyć sens

Victor Turner, jeden z najważniejszych badaczy rytuału, nazwałby takie chwile liminalnością – stanem „pomiędzy”, gdy codzienne zasady i hierarchie zostają zawieszone. Nie jesteśmy już w pełni w świecie pracy, ale jeszcze nie w świecie domu. To przestrzeń na inne emocje, inne role i bardziej autentyczne relacje. Turner twierdził też, że wtedy rodzi się communitas – poczucie bliskości, które rzadko pojawia się w formalnych strukturach. Grudzień działa właśnie w ten sposób: luzuje gorset rutyny, otwiera symboliczny próg.

A René Girard, badacz mechanizmów przemocy, dorzuciłby z przekąsem: podczas christmas party dokonuje się ofiara. Szef zakłada błazeńską czapkę, kierownik marketingu gubi rytm w tańcu z dyrektorką HR. Oddajemy odrobinę godności, żeby cały zespół mógł spuścić parę po dwunastu miesiącach napięć. Pod brokatem i tandetnym karaoke kryje się prastary mechanizm: kozioł ofiarny w garniturze i z identyfikatorem.

Z kolei Mircea Eliade, historyk religii, widziałby w grudniu powrót do sacrum. Jego zdaniem rytuały przenoszą nas w inny rodzaj czasu – głębszy, gęstszy, zakorzeniony w micie. Nawet świeckie zwyczaje – choinka, kolacja, prezenty – są dla niego wejściem w czas symboliczny. To nie dekoracje czynią ten okres wyjątkowym, lecz powtarzalność, która łączy nas z przeszłością i z innymi. Rok w rok odtwarzamy te same gesty, jakbyśmy otwierali drzwi do opowieści większej niż my sami. Dlatego nawet niewierzący czują w grudniu „coś więcej”: rytuał jest starszy niż religia, to narzędzie porządkowania świata i nadawania mu sensu.

Biznesowy argument na rzecz Mikołajek

Sedno: Byung-Chul Han widzi w grudniowym świętowaniu oddech od presji efektywności. Victor Turner – liminalność, która pozwala tworzyć prawdziwą wspólnotę. Mircea Eliade – wejście w symboliczny czas sacrum. Natomiast René Girard – mechanizm rozładowania napięć przez rytualne poświęcenie odrobiny powagi i godności. Choć nadętym szefom raczej się to nie podoba.

Nic dziwnego, że na ogół dorośli cieszą się z Mikołajek jak dzieci, a firmowa wigilia choć peszy, to jednocześnie przyciąga. Grudzień przywraca to, czego brakuje w codzienności: rytm, sens, wspólnotę – tego nie da się zaplanować w Excelu.

A jeśli ktoś potrzebuje także argumentu biznesowego: według badania Gallupa (2023) pracownicy, którzy uczestniczą przynajmniej w jednym „nieformalnym rytuale zespołowym” w roku, mają o 21 proc. wyższe poczucie przynależności i o 18 proc. niższe ryzyko wypalenia. Rytuały działają – nawet wtedy, gdy udajemy, że są tylko dodatkiem do pracy.