Nie była takim szokiem jak, powiedzmy, zabicie urzędującej premier Indii Indiry Gandhi przez dwóch sikhijskich ochroniarzy, czy podobny koniec jej syna i następcy w fotelu szefa rządu, Rajiva Gandhiego. Decydując się na powrót z wygnania, Bhutto liczyła się ze śmiercią od pierwszych minut pobytu w Pakistanie.
Subkontynent indyjski generalnie charakteryzuje
się nieszczęsnymi losami władców obu potężnych państw — Indii i Pakistanu. Tuż
po uzyskaniu przez obu rywali niepodległości, fanatyk zabił jej ojca — Mahatmę
Gandhiego, a potem tradycja była podtrzymywana. Z tym że po stronie Pakistanu
dotychczas mniej było zamachów, za to obalony prezydent Zulfikar Ali Bhutto
został stracony. Jego prześladowca generał Zia ul-Haq zginął w katastrofie
lotniczej, co utorowało córce powieszonego prezydenta, Benazir, pierwszy raz
drogę do premierostwa. I tak się to toczy.
Nieuchronnym następstwem wczorajszego zamachu
będzie destabilizacja Pakistanu i wybuch zamieszek, które zwielokrotnią liczbę
ofiar i mogą nawet uniemożliwić przeprowadzenie wyborów. Świat nie bardzo wie,
jak na to wszystko reagować. Zabójstwo przywódczyni opozycji i rywalki
kompromituje prezydenta Perveza Musharaffa, który z jednej strony jawi się
silnym dyktatorem, pilnującym broni atomowej i hołubionym przez Zachód filarem
walki z islamskim terroryzmem, z drugiej jednak — nie panuje nad sytuacją nawet
w stolicy kraju Islamabadzie.
Wypada przypomnieć, że wiosną prezydent
Musharaff podczas objazdu Europy zawitał także do Polski i między innymi
uczestniczył w polsko-pakistańskim forum przedsiębiorców, zorganizowanym przez
Krajową Izbę Gospodarczą. Niezależnie bowiem od tragedii i dramatów, Pakistan
pozostaje ogromnym rynkiem wschodzącym. Niestety, wiele wskazuje na to, że
utrzymanie jego stabilności przekracza możliwości generała Musharaffa.