Poszukiwane będą recepty wychodzenia na prostą, co odzwierciedla motto forum: "Poprawić stan świata: przemyśleć, przeprojektować, przebudować". Ciekawe, że poprawiać chcą właśnie ci, którzy rozpętali kryzys. Rok temu wielu weteranów Davos otwarcie to przyznawało i nawet biło się w piersi — ale zarazem nie wyobrażało sobie, by ktokolwiek inny mógł wyprowadzić globalną wioskę z potopu.
Z taką tezą moralnie i wewnętrznie możemy się nie godzić, ale jest ona, niestety dla świata, prawdziwa. Najgorsze, że mechanizmy, które doprowadziły do kryzysu, nie zmieniły się i nie zmienią. Tylko niewielka cząstka uczestników szczytu w Davos chciałaby naprawdę ruszyć z posad bryłę finansowego świata, dominująca większość ma za dużo do stracenia. Przemówienie inaugurujące forum wygłosił francuski prezydent Nicolas Sarkozy, który ostatnio werbalnie tropi rozpasanie bankierów. Ale tak naprawdę może sobie tylko pogadać. Politycznie słuszna idea zwiększenia kontroli nad międzynarodowymi instytucjami finansowymi w praktyce okazuje się nierealizowalna.
Tematem w tym roku rzuconym przez organizatorów Davos opinii publicznej jest
organizacja pomocy humanitarnej dla Haiti. Wychodzi na to, że nieszczęsne
trzęsienie ziemi wręcz idealnie trafiło w wizerunkowe potrzeby zbiórki
miliarderów. Gdyby nie było Haiti, tematem przygotowywanym pierwotnie na dowód
społecznej odpowiedzialności rekinów biznesu miało być rozwijanie dorobku
grudniowego szczytu klimatycznego COP15 w Kopenhadze. Jak wiadomo — realnie
okazał się on zbiorem pustym.