Zdając sobie z tego sprawę, Jarosław i Lech Kaczyńscy zaczęli upowszechniać nowatorską interpretację Konstytucji RP, która jej autorom nawet się nie śniła. Otóż według braci prezydent wcale nie musi ratyfikować przedłożonego mu traktatu z Lizbony, nawet jeśli Sejm i Senat zatwierdziłyby ustawę w wersji rządowej wymaganą większościa dwóch trzecich głosów. W ten oto sposób prawna paranoja sięgnęła szczytów naszego państwa.
Wszystko jednak wskazuje, że taki konflikt pozostanie jedynie w sferze teorii, bo ustawa przepadnie — jeśli nie w Sejmie, to później w Senacie — i przed wakacjami Polska zafunduje sobie kolejne referendum. Pytanie będzie zero-jedynkowe: czy jesteś za ratyfikacją traktatu? Podobnie jak w 2003 r., rozkład głosów w urnach jest oczywisty, problemem jawi się jedynie frekwencja. Jeśli przekroczy 50 proc. — wypada mieć nadzieję, że prezydent Lech Kaczyński nie będzie miał wątpliwości, że jego podpis to oczywistość, ba — nawet oczywista oczywistość.
Jacek Zalewski, [email protected]