Komentarz Jacka Zalewskiego: Zdecyduje czerwona wejściówka tłumacza

Jacek Zalewski
opublikowano: 2008-10-15 08:06

W ostatnich dniach kilkakrotnie odpowiadałem na pytania znajomych, z kim też lecę na szczyt Rady Europejskiej do Brukseli. Przypomnę, że 1 września akredytowane media pierwszy raz od 2004 r. miały okazję frunąć na jednym pokładzie i z prezydentem, i z premierem. Tym razem, w związku z zaistniałą sytuacją, czułem się trochę jak owa żaba, która miała dylemat, czy stanąć wśród zwierzątek pięknych, czy inteligentnych — i odrzekła, że przecież się… no, znaczy się nie rozdwoi.

Więc lecimy dzisiaj w południe z Lechem Kaczyńskim, jako że służby głowy państwa zaprosiły media już wiele dni temu. Niechętna jakoś ostatnio dziennikarzom — nie tylko w kwestii Brukseli — strona premierowska rozpoczęła werbunek na swój pokład wczoraj po południu, dosłownie dwie godziny przed odlotem Donalda Tuska. Chyba trochę późno… W każdym razie ten sam wojskowy Tupolew 154M we wtorek wieczorem poleciał jako PLF 102 z szefem rządu, w nocy miał wrócić i dzisiaj jako PLF 101 polecieć z głową państwa. Takie obracanie jedną maszyną jest w praktyce 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego absolutną normalką, powroty "na pusto" trafiały się w minionych latach nawet z Azji czy z Afryki, tylko nikt tego nie nagłaśniał.

Obowiązująca od kilkunastu lat stała numeracja lotów — PLF 101 z prezydentem, 102 z premierem, 103 i 104 z marszałkami parlamentu — automatycznie podpowiada, kto ma pierwszeństwo w korzystaniu z samolotu, jeśli do dyspozycji jest jeden. Ta prozaiczna wojskowa prawda jest dosyć niewygodna dla premiera Tuska. Ale jeszcze większe rozczarowanie może go spotkać dzisiaj w Brukseli. Otóż gospodarze szczytów Rady Europejskiej zawsze drukują informator ze składem delegacji i tam bez żadnych wątpliwości wskazują, kto jest jej szefem. Czasami w ostatniej chwili dołączana jest errata. Na tym informatorze opierają się m.in. media i taki przekaz idzie w świat. Jestem bardzo ciekaw, jakąż wersję znajdziemy w biurze prasowym — a o zapisie dotyczącym Polski rozstrzygnie przypuszczalnie osobiście Nicolas Sarkozy.

Wcześniejszy wyjazd ekipy premierowskiej daje jej ogromną przewagę nie tyle w możliwości konsultacji poltycznych, ile w przechwyceniu absolutnie strategicznych na szczycie wejściówek, których liczba przypadająca na dany kraj jest stała. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu przysługuje honorowy PIN, tak jak premierowi Donaldowi Tuskowi i szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu. Ale są tylko trzy, a rządowym kandydatem na PIN jest tym razem również minister finansów Jacek Rostowski. Równie strategiczne znaczenie mają tzw. Red Badge (RB), przysługujące osobistym tłumaczom (praktycznie — tłumaczkom) prezydenta i premiera. Jeśliby po przyjeździe Lecha Kaczyńskiego okazało się, że bardzo ściśle limitowane RB pechowo już się rozeszły — głowy naszego państwa na szczycie jakby nie było...