Przełom tygodnia, czyli piątek i poniedziałek miały dać nam odpowiedź, czy dość dziwaczna reakcja na wyniki posiedzenia FOMC przedłuży się, czy może inwestorzy dojdą do tego wniosku, do którego ja doszedłem tuż po tym posiedzeniu. Twierdziłem i twierdzę nadal, że tak naprawdę prawie nic się nie zmieniło, bo czy zapowiedź dwóch podwyżek stóp do końca 2023 roku i rozpoczęcie dyskusji o terminarzu redukcji skupu aktywów to naprawdę było zaskoczenie?
Czy naprawdę gracze oczekiwali, że gospodarka będzie się bardzo szybko rozwijała, administracja Bidena wrzuci w nią 6 bilionów dolarów, a Fed będzie stal z boku, nic nie robił i pozwalał na potężny wzrost inflacji? Chyba tylko kompletnie niemyślący człowiek mógł tak zakładać. To, co postanowił Fed było niezwykle delikatne i dawało czas na spokojne dyskontowanie bardzo wydłużonych w czasie decyzji.
Skąd więc miejscami absurdalne zachowanie rynków finansowych? Normalna reakcja rynku, któremu dano pretekst do korekty. Oczywiście analitycy i komentatorzy starają się to jakoś wytłumaczyć, ale to tłumaczenie przypomina kawał o analitykach, którzy zachowania rynku nie rozumieją, ale wytłumaczyć je potrafią. Najbardziej zabawne tłumaczenie dotyczyły zachowania rynku obligacji, gdzie krótko koniec krzywej rentowności mocno rósł, a długi spadał. Tłumaczono to tym, że gracze oczekują pogorszenia sytuacji gospodarczej na skutek podwyżek stóp.
Według mnie po prostu na wszelki wypadek kapitały uciekały w bezpieczną przystań, którą z przyzwyczajenia znajdowały w obligacjach o dłuższym terminie zapadalności. Akcje (szczególnie NASDAQ bardziej nieodporny na wzrost stóp) ucierpiał nieznacznie. Duży spadek kursu EUR/USD był łatwy do wytłumaczenia – zbyt wiele było długich pozycji na tej parze (nawet Goldman Sachs), co prowadziło do ich zamykania, co z kolei zwiększało skalę spadku. Reszta reakcji rynków to pochodna tych czynników.
W piątek zaszkodził rynkom James Bullard, szef Fed z St. Louis (głosował za podwyżka stóp już w 2022 roku), mówiąc, że inflacja jest większa niż oczekiwał tego Fed i potrzeba kilku posiedzeń, żeby sprawdzić, w jakim miejscu jest gospodarka amerykańska (pod kątem inflacji). To sprowadziło przecenę na dotąd spokojne rynki europejskie – indeksy straciły około półtora procent.
W poniedziałek ta zabawa w przerażający, jastrzębi Fed, zakończyła się. James Bullard znowu się pojawił (w godzinie rozpoczęcia sesji) i znowu mówił to, co powiedział w piątek, ale reakcja rynkowej już nie było. W Europie indeksy rozpoczęły sesję od spadku, ale szybko wróciły nad kreskę i zakończyły dzień zwyżkami. Podobnie zachowały się rentowności amerykańskich obligacji. Wzrósł też kurs EUR/USD, ceny surowców (najmocniej zdrożała ropa – wynik wyborów w Iranie), a na Wall Street indeksy od początku sesji rosły.
W Polsce w piątek GPW ocalał i nie uległa przecenie, bo wygasała czerwcowa seria kontraktów na amerykańskie indeksy, co wykrzywiło obraz rynku i dzięki temu WIG20 zyskał nawet 0,41%. W poniedziałek już tego nie stracił. Owszem, rozpoczął sesje od półtora procentowego spadku, ale zakończył neutralnie. Złoty w piątek nawet nieco zyskał (mimo spadku EUR/USD), a w poniedziałek zyskał mocniej. Można powiedzieć, że nasze rynki spokojnie podeszły do histerycznego zachowania swoich zagranicznych odpowiedników.
Więcej o wnioskach z zachowania rynków oczywiście można będzie przeczytać w komentarzu tygodniowym (25.06) na stronach iWealth. Spróbuję też przedstawić scenariusz na kolejne tygodnia. A tutaj link do komentarza tygodniowego z 18.06.