Z nożem na gardle łatwiej dać się przekonać do niekorzystnej decyzji, a co dopiero z ABW na karku. Marek Falenta — przedsiębiorca i inwestor giełdowy, który jest głównym podejrzanym w tzw. aferze taśmowej — szuka chętnego na akcje Hawe, zajmującego się budową i wynajmem sieci światłowodowych. Spółka, w której podejrzany dziś inwestor jest znaczącym akcjonariuszem (już przed debiutem na GPW w 2007 r. z 14-procentowym pakietem, teraz ma pośrednio i bezpośrednio 35-procentowy), w ostatnich latach już kilka razy była wystawiana na sprzedaż, ale do żadnej transakcji nie doszło.
![TWARDY ZAWODNIK:
Pakiet Marka Falenty w Hawe na giełdzie wyceniany jest na około 100 mln zł, ale inwestor jeszcze kilka miesięcy temu miał za niego chcieć nawet trzy razy więcej. Teraz może być zmuszony do zejścia z ceny, bo afera podsłuchowa szkodzi wizerunkowi spółki. [FOT. WM] TWARDY ZAWODNIK:
Pakiet Marka Falenty w Hawe na giełdzie wyceniany jest na około 100 mln zł, ale inwestor jeszcze kilka miesięcy temu miał za niego chcieć nawet trzy razy więcej. Teraz może być zmuszony do zejścia z ceny, bo afera podsłuchowa szkodzi wizerunkowi spółki. [FOT. WM]](http://images.pb.pl/filtered/68f7b9b8-cd05-4c31-b824-b741e27642ee/9b7b5d5b-92c2-5948-a346-812541b1bcca_w_830.jpg)
Jak będzie teraz? Według źródeł PAP, zainteresowanych wartymi dziś około 100 mln zł akcjami Marka Falenty są trzy podmioty „zarówno branżowe, jak i finansowe”.
— Zgodnie z informacjami przedstawionymi radzie nadzorczej przez doradcę transakcyjnego, potencjalnie zainteresowani Hawe inwestorzy zewnętrzni jako warunek prowadzenia dalszych negocjacji postawili zmianę głównego akcjonariusza. Decyzja w tej sprawie należy jednak oczywiście do Marka Falenty — mówi Tomasz Misiak, wiceprzewodniczący rady nadzorczej Hawe. Według źródeł „PB”, inwestorzy rozpoczęli negocjacje ze spółką jeszcze przed wybuchem afery.
— Jeden podmiot finansowy i jeden branżowy, zainteresowane przejęciem pakietu kontrolnego, zaczęły rozmowy na kilka tygodni przed zatrzymaniem Marka Falenty. Teraz okoliczności się zmieniły, ale potencjalni inwestorzy nadal są zainteresowani, tyle że priorytetem dla spółki jest wycofanie się z niej głównego akcjonariusza, bo afera, choć nie ma z Hawe żadnego związku, rzuca cień na jej działalność i poważnie utrudnia negocjacje — mówi zastrzegający anonimowość menedżer, związany niegdyś z Hawe. Marek Falenta do zamknięcia tego wydania „PB” nie odpowiedział na nasze prośby o kontakt.
Chętni do ćwiartowania
Pierwsze poważne rozmowy o sprzedaży akcji Hawe Marek Falenta podejmował jeszcze w latach 2008-09, gdy spółka miała problemy z pozyskaniem finansowania na duże inwestycje światłowodowe i w oczy zaglądało jej nawet widmo upadłości. Według naszych źródeł, oczekiwana cena za akcje miała być bardzo niska, poniżej dołującego wtedy kursu giełdowego — w okolicach 1 zł (w środę za akcje spółki płacono 2,85 zł).
Chętni się nie znaleźli. Oferta trafiła wówczas m.in. na biurko Zygmunta Solorza-Żaka — jedną z opcji było połączenie Hawe z kontrolowaną przez niego Sferią. Twórca Polsatu, mimo że przystąpił do rozmów, plany komentował krótko — „nie trzeba kupować browaru, by napić się piwa”.
Dziś z rynku telekomunikacyjnego słychać podobne komentarze. — Kupowanie całego Hawe byłoby głupotą. To jest spółka, od której można przejąć pojedyncze, interesujące fragmenty infrastruktury światłowodowej, ale pakowanie się w całość byłoby niepoważne — ocenia, zastrzegając anonimowość, szef jednego z największych dostawców internetu w Polsce.
Zygmunt Solorz-Żak pytany dziś o to, dlaczego przed czterema laty nie kupił Hawe, odpowiada „już nie pamiętam, to nie ma w tej chwili żadnego znaczenia”. Czy teraz, gdy Marek Falenta ma kłopoty, po raz kolejny mógłby przyjrzeć się światłowodowej spółce?
— Nie dostałem żadnej oferty. Jeśli ją dostanę, będę się zastanawiał — mówi Zygmunt Solorz-Żak.
Rwane negocjacje
Hawe w ubiegłym roku miało 175 mln zł skonsolidowanych przychodów przy 51,1 mln zł zysku netto. Jego głównym aktywem jest światłowodowy ring dookoła Polski, w którym włókna są wynajmowane wszystkim chętnym telekomom — Hawe pełni bowiem rolę „operatora dla operatorów”, udostępniając łącza o długości prawie 4 tys. km. W podobnej formule ma też działać w ramach dużego, wartego 560 mln zł, projektu FTTH („światłowodu do domu”), realizowanego przy wsparciu Polskich Inwestycji Rozwojowych (PIR), choć dziś inwestycja i wsparcie PIR w kwocie 123 mln zł stoi pod znakiem zapytania.
Hawe jest też głównym budowniczym (i ma stać się operatorem) światłowodowych sieci szkieletowych w dwóch województwach — podkarpackim i warmińsko-mazurskim. Powstają one głównie z pieniędzy unijnych — ich wartość to 310 i 316 mln zł. Marek Falenta i Hawe, już ze zrestrukturyzowanym zadłużeniem i unijnymi projektamiw portfelu, po raz kolejny szukali nowego inwestora dla spółki w ostatnich miesiącach. Do rozmów miał przystąpić m.in. duży fundusz private equity, który dopiero zaczyna inwestycje w Polsce.
Negocjacje po raz kolejny zakończyły się jednak fiaskiem — tym razem przyczyną miały być… wygórowane oczekiwania finansowe Marka Falenty, który nie chciał wychodzić ze spółki poniżej poziomu 6 zł, co oznaczałoby niemal dwukrotne przebicie kursu giełdowego z ostatnich miesięcy. Potencjalni inwestorzy do takiego wydatku się nie kwapili, tym bardziej że według naszych źródeł, podczas badania ksiąg spółka nie przekazywała wszystkich oczekiwanych przez nich informacji. Zrodziło to podejrzenie, że w jej szafach kryją się trupy.
— Byliśmy gotowi płacić za Hawe powyżej 2 zł, Marek Falenta odpowiedział, że może sprzedać za 8. To dla nas nadal bardzo interesujący cel inwestycyjny, ale podobnie jak w przypadku równie ciekawego MNI i Hyperiona, głównym problemem jest największy akcjonariusz. Jeśli się wycofa i odda negocjacje w ręce profesjonalnych doradców, rozmowa będzie inna — mówi jeden z inwestorów finansowych, który negocjował z Hawe.