Skarb państwa rozpoczął poszukiwanie inwestora dla Energi
Zakup gdańskiej grupy przez PGE ma, zdaniem analityków, biznesowy sens. Rynkowi nie zrobi dobrze.
Polska Grupa Energetyczna (PGE) i Kulczyk Investments to dwaj potencjalni inwestorzy, których niemal na pewno można się spodziewać w przetargu na gdańską Energę. Ministerstwo Skarbu Państwa zaprosiło wczoraj do składania ofert na grupę, która jako jedyna z krajowej wielkiej czwórki nie trafi na giełdę. Jako taka nie stanowi obiektu zainteresowania analityków, dla których jest tylko potencjalnym celem inwestycyjnym wielkiej PGE. Ich zdaniem, udział krajowego potentata w tej prywatyzacji ma sens.
— Energa to głównie dystrybucja. Skoro PGE nie jest w stanie sprzedać całej wyprodukowanej energii w obrębie własnej sieci, taki zakup z pewnością można uzasadnić z biznesowego punktu widzenia. Mając pod kontrolą cały łańcuch — od produkcji po sprzedaż — z pewnością można uzyskać dodatkowe synergie — uważa Tomasz Krukowski, analityk DB Securities.
Jednak, jego zdaniem, z perspektywy PGE nie jest to inwestycja z kategorii "być albo nie być".
— PGE ma nadwyżki finansowe, ale ma też inne cele inwestycyjne, o których nie powinna zapominać, np. energetykę odnawialną — dodaje ekspert.
Energa ma obecnie największe w Polsce źródło odnawialne — Elektrownię Wodną we Włocławku, a jej sieć dystrybucyjna obejmuje tereny północnej Polski, gdzie panują najlepsze w kraju warunki dla energetyki wiatrowej. Problem w tym, że spółka nie ma wielu własnych projektów budowy takich źródeł, bo zanim zainteresowała się tym obszarem, najlepsze lokalizacje znalazły już potencjalnych inwestorów. Dlatego Energa ma w planach raczej budowę biogazowni, a nie farm wiatrowych.
Mimo to PGE deklarowała wcześniej zainteresowanie prywatyzacją Energi, a właściciel obu spółek — skarb państwa — wydawał się takim scenariuszem żywo zainteresowany. Dla skarbu to szansa uzyskania dobrej ceny za Eneregę, co w warunkach dziurawego budżetu i ryzyku niewielkiego zainteresowania spółką ze strony innych inwestorów, może okazać się pokusą nie do odparcia.
Nie jest tajemnicą, że sama Energa, choć nie mówi o tym wprost, wolałaby uniknąć połączenia z PGE. Zdaniem Mirosława Bielińskiego, prezesa gdańskiej spółki, istnienie na rynku takiej firmy jak Energa — z niewielkim potencjałem wytwórczym i potężną (liczącą 2,8 mln) bazą klientów — może stać się impulsem do rozwoju konkurencji, której w polskiej energetyce ciągle brakuje.
Podobnie widzi sprawę Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który — dostrzegając apetyty PGE i skarbu — już zawczasu wypowiedział się na temat takiej koncentracji. Zdaniem UOKiK, PGE jest już za duża i za silna, żeby dodatkowo wzmacniać ją kolejnymi aktywami energetycznymi.
Jeśli UOKiK postawi szlaban dla tego przejęcia, wzrosną szanse innych inwestorów, choć cena, jaką uzyska sprzedający, może na tym ucierpieć. Oprócz PGE i spółki inwestycyjnej Jana Kulczyka wstępne zainteresowanie gdańską grupą deklarował m.in. fiński Fortum. Chętnych może być więcej, bo — jak przekonuje KPMG, które doradza skarbowi przy tej prywatyzacji — w dobie europejskiej histerii związanej z emisją CO2 brak własnych źródeł wytwórczych i wynikająca z niego elastyczność w doborze paliwa dla planowanych projektów, paradoksalnie, może się okazać atutem Energi.