BRUKSELA (Reuters) - Belgijscy i holenderscy brokerzy próbują znaleźć dla siebie nową rolę na giełdzie Euronext, ponieważ ich więksi paryscy rywale kontrolują handel akcjami blue-chipów na drugim co do wielkości rynku kapitałowym Europy.
Chociaż ubiegłoroczna fuzja parkietów Amsterdamu, Paryża i Brukseli miała przyciągnąć uwagę zagranicznych inwestorów do akcji mniejszych spółek to jej efektem były wzrost konkurencji między domami maklerskimi i wyższe koszty handlu.
Geert Planck, szef belgijskiego działu ING - Vermeulen Raemdonck, spodziewa się konsolidacji wśród brukselskich domów maklerskich, ponieważ wzrost obrotów w Paryżu odbywa się kosztem dwóch znacznie mniejszych rynków.
"Albo mniejsze domy maklerskie zaczną się łączyć, albo będą wykupione przez większych rywali" - powiedział Planck.
W Warszawie, gdzie Euronext podpisał ostatnio umowę o współpracy z GPW, makler SG Securities Mariusz Pawlak obawia się, że fuzja rynków zniszczy lokalne domy maklerskie, ponieważ zagraniczni inwestorzy będą nadal korzystać z usług swoich brokerów by kupić akcje polskich spółek.
"Ewentualna fuzja oznaczałaby śmierć dla polskich domów maklerskich" - powiedział Pawlak.
BRUKSELSKA KONSOLIDACJA
Planck zwraca uwagę, że średni dzienny obrót w Brukseli - 180 milionów euro, który stanowi mniej niż pięć procent łącznego obrotu na Euronext, jest za mały by mniejsze domy maklerskie zdołały utrzymać niezależność.
Większość obrotów już przejęło sześć z ponad 60 domów maklerskich, dodał. Jego zdaniem ING uda się przetrwać nie tylko dzięki jego wielkości, ale również platformie handlu, która łączy biura w trzech miastach.
Alain Beckman, odpowiedzialny za brukselski dział handlu akcjami w grupie Fortis uważa, że z powodu konkurencji ze strony Paryża, jego firma będzie musiała się wyspecjalizować w akcjach spółek małych i średnich.
Mówiąc o raportach analityków Berckmans stwierdził: "Nasza rekomendacja 'kupuj' dla Alcatela nie będzie miała większego wpływu na zmianę wyceny akcji spółki. Tylko w przypadku belgijskich spółek będzie to możliwe".
Inne domy maklerskie starają się znaleźć dla siebie rolę graczy niszowych na rynku akcji mniejeszych spółek.
"Euronext stworzył warunki silniejszej konkurencji, ale także możliwość specjalizacji i dostępu do nowych rynków" - powiedział Philip Bille z belgijskiego domu maklerskiego Petercam.
KOSZTOWNY HANDEL
Bernard Busschaert, przewodniczący stowarzyszenia 15 niezależnych domów maklerskich w Belgii, woli nie handlować na Euronext.
"To kosztuje trzy raz więcej niż wcześniej" - stwierdził, dodają, że za każdą transakcję giełda pobiera 12 euro. Busschaert powiedział, że jego stowarzyszenie zamierza szukać jednego dużego domu maklerskiego, który będzie dokonywać transakcji w ich imieniu.
Carlos Gago, makler lizbońskiego CIP Broker, również obawia się o wzrost kosztów, gdy w kwietniu giełdy Lizbony i Porto wejdą w skład Euronext.
"Patrząc ze strony inwestorów uważam, że niektórzy mogą ucierpieć z powodu wzrostu opłat(...) a w efekcie wycofać się z rynków kapitałowych" - powiedział Gago.
Dla porównania polscy brokerzy spodziewają się, że bliższa współpraca z Euronext zwiększy zainteresowanie zagraniczych inwestorów akcjami krajowych spółek.
"Jeżeli GPW dołączy do Euronext zwiększy się popyt na akcje polskich spółek, będzie je łatwiej kupić" - powiedział Mariusz Pawlak z SG Securities. "Na jednym ekranie klient z Europy złoży zamówienie na akcje Kodaka i Elektrimu".
Chociaż Paryż, Bruksela i Amsterdam połączyły swoje platformy handlu w październiku 2000 roku to ich systemy rozliczeniowe nadal działają oddzielnie. Bruksela przyjmie paryski system clearingowy w tym roku, a giełda w Amsterdamie zrobi to w październiku.
((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))