Mam ambitne cele

Dorota Czerwińska
opublikowano: 17-02-2010, 08:47

Twierdzi, że do reklamy trafił przypadkiem. A teraz obejmuje stanowisko szefa Leo Burnett Azja — Pacyfik.

Będzie odpowiadał za rynki Japonii, Australii, Indii, Tajlandii, Malezji, Filipin, Indonezji, Singapuru, Korei Południowej, Wietnamu i Sri Lanki.

— To ogromne wyzwanie. Z punktu widzenia operacji międzynarodowych agencji Azja — Pacyfik to strategiczny region, także dla naszych kli- entów. Jedno z moich zadań to znaczące zwiększenie skali operacji. Leo Burnett w Azji ma dobrą reputację, ale w rankingu najbardziej kreatywnych agencji nie jesteśmy jeszcze pierwsi. Chciałbym, żebyśmy byli tam wkrótce najszybciej rosnącą i najbardziej kreatywną agencją. W niektórych krajach chcę podwoić przychody w trzy lata — mówi Jarosław Ziębiński.

Jarosław Ziębiński
Jarosław Ziębiński
None
None

Sukcesów cała lista

Jego osiągnięcia jako prezesa i dyrektora zarządzającego Leo Burnett w Europie Środkowo-Wschodniej to ekspansja z 11 do 16 krajów. Przez ostatnie trzy lata zwiększył skonsolidowane przychody firmy o ponad 60 proc., a podwoił w Rosji. Zarządzane przez niego oddziały 42 razy uzyskały na swoich rynkach tytuły Agencji Roku. Zdobyły 13 Lwów na festiwalu Cannes Lions i 1451 innych nagród kreatywnych. Oddziały Warszawa, Praga i Bukareszt są wśród 50 najbardziej kreatywnych agencji świata w rankingu Gunn Report. Tajemnica sukcesu?

— Wydaje mi się, że mam w sobie ciekawość i energię, które mnie napędzają, są motorem wszystkiego, co robię. Dają mi wiarę w siebie i podsuwają pomysły na rozwiązywanie problemów. Pomagają mi inspirować i przekonywać innych, żeby przełamywali bariery, wierzyli w swoje idee i podejmowali wyzwania. To zadanie każdego lidera. Przecież menedżerowie nie osiągają sukcesów sami. Wypracowują je ich zespoły — zdradza swoją filozofię zarządzania.
Reklama sama przyszła

— Niczego w życiu nie planowałem, żeby Pana Boga nie rozśmieszać. Moje życie to wiele przypadków i zbiegów okoliczności, z których starałem się jak najlepiej skorzystać — twierdzi prezes.

Zaczynał w TVP jako dziennikarz programów edukacyjnych. Potem w firmie konsultingowej nauczył się marketingu. Następnie był dyrektorem marketingu w Alima Gerber.

— Tam zrobiłem jeden z ważniejszych projektów w życiu — stworzyłem markę Frugo. A reklama właściwie sama do mnie przyszła. Znów przypadek — uśmiecha się prezes Ziębiński.

Szukał agencji reklamowej, która pomoże mu wykreować i wprowadzić Frugo na rynek. W finale przetargu były Leo Burnett i Grey. Wygrała ta druga.

— Ówczesny szef Leo Burnett zadzwonił i powiedział, że nie rozumie, dlaczego przegrał. Zaproponowałem jemu i jego zespołowi spotkanie. Zrobiłem prezentację, odpowiadającą na jego pytanie. Następnego dnia przysłał list: "Nie udało mi się zdobyć twojego biznesu, ale chciałbym zdobyć ciebie dla mojej firmy. Proponuję ci, żebyś przejął ode mnie agencję w Polsce i został jej szefem". Zatkało mnie — wspomina Ziębiński.

Propozycji nie mógł i nie chciał przyjąć. Musiał dokończyć pracę nad Frugo.

— Amerykanin pytał, ile potrzebuję czasu. Powiedziałem, że 18 miesięcy. "To poczekam" — odparł. Regularnie przysyłał mi fachową literaturę z dziedziny reklamy, analizy kampanii z całego świata. Po 18 miesiącach zadzwonił z pytaniem, czy jestem gotowy. Odparłem — tak i przeszedłem do Leo Burnett — opowiada prezes.

Gdy w 1996 r. zaczął zarządzać agencją w Polsce, miała 37 pracowników. Dziś jest największą u nas grupą komunikacji marketingowej, skupiającą agencje reklamowe Leo Burnett, PZL, G7, Arc, 180PR. Z tej grupy wywodzi się też dom mediowy Starcom. W agencji wszyscy są na ty. Ale bywa, że ktoś powie: "panie prezesie". Nie lubi tego.

— Bo uświadamiam sobie, jaka ciąży na mnie odpowiedzialność, i to, że jestem najstarszy w zespole — śmieje się 47-letni menedżer.

Uważa, że filozofia działania agencji, kultura pracy w og- romnej mierze zależa od lidera. To on przyciąga pewne osobowości, wokół niego powstaje zespół. Agencja reklamowa jest jak autorski program w telewizji — mówi. I to powoduje, że każda jest inna.

To jest to

Na stanowisko w Azji zgodził się po pięciu minutach rozmowy z szefem. Przyznaje, że najpierw zadziałały emocje, pragmatyzm włączył się później.

— Taka decyzja wymaga racjonalnej analizy, ale ja muszę przede wszystkim poczuć się dobrze z pomysłem. Od paru lat rozmawialiśmy z szefem o mojej przyszłości. Pojawiały się propozycje, ale żadna nie przypadła mi do serca tak jak ta — opowiada.

Do wyjazdu musiał przekonać rodzinę. Pojechali z żoną na rekonesans do Singapuru i Hongkongu. Zdecydowali, że zamieszkają w Singapurze.

— To była sentymentalna podróż. 23 lata temu przeby-liśmy podobny szlak w podróży poślubnej. Teraz otwiera się przede mną ciekawy rozdział. Czuję się, jakbym odmłodniał o 10 lat — mówi Ziębiński.

Kraje Azji i Pacyfiku są na różnych etapach rozwoju, Leo Burnett ma w nich różnych klientów, odmienne struktury i skalę działania. Ale Ziębiński już to przeszedł , zarządzając siecią w naszym regionie. Choć tu agencje są jednorodne kulturowo, a w Azji pracują ludzie różnych narodowości i kultur.

— Wierzę, że mieszanie kultur daje wzmocniony efekt kreatywności, a ja to kocham — zapewnia Jarosław Ziębiński.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Dorota Czerwińska

Polecane