Mamusia Adama Smitha a teoria ekonomii

Magdalena WierzchowskaMagdalena Wierzchowska
opublikowano: 2014-05-26 12:24

„Kto gotował zupę dla Adama Smitha?” pyta ekonomistka Katerine Kielos. I słusznie. Z całą sympatią do kobiet, ekonomia jest męska, kierowana do mężczyzn i tworzona w dużej mierze przez mężczyzn.

 Tymczasem odpowiedź na pytanie o autora zupy dla Adama Smitha (to mamusia – jeśli ktoś nie wie) wprowadza do ekonomii czynnik kobiecy. Bez mamusi, nie byłoby zupy Adama Smitha, a na przykładzie zupy Adam Smith obrazował mechanizm niewidzialnej ręki rynku (towary na zupę ktoś musi przygotować, wyhodować, sprzedać, itd.).

Mamusia symbolizuje czynnik kobiecy, pozaracjonalny, który często jest zupełnie pomijany przez ekonomistów i speców od gospodarki. Bo w świecie nie chodzi tylko o dane, analizy, statystyki, a człowiek to nie tylko homo oeconomicus, jednostka racjonalna, kierująca się chęcią zysku. Rzeczywistość współczesnej gospodarki definiuje mnóstwo czynników miękkich, a człowiek kieruje się w dużej mierze emocjami (kto nie dał się złapać na fałszywe promocje!). Prowadzimy debaty o genie przedsiębiorczości czy genie dobrobytu, a zapominamy, że przedsiębiorczość i sukces są zdeterminowane w dużej mierze przez wychowanie człowieka. Dyskutujemy o racjonalności rocznego urlopu macierzyńskiego, a zapominamy o jakości społeczeństwa, które wyrośnie z mocniej dopieszczonych dzieci. Utyskujemy na brak ładu korporacyjnego, nie pamiętając, że zasady dobrej współpracy międzyludzkiej i uczciwość wynosi się z domu.

Dlatego dobrze byłoby patrzeć na dyskusję ekonomiczną i stanowione prawo nie tylko poprzez pryzmat doraźnych celów, ale też biorąc pod uwagę mądrze rozumiane efekty społeczne, zarówno w kwestii OFE, ochrony zdrowia i edukacji. Dobrze byłoby pamiętać, że człowiek to nie tylko maszynka do produkcji PKB, ale też osoba, która po pracy ma ochotę wypocząć, albo pobawić się z dziećmi. To drugie jest też ważne, dlatego coraz częściej obok PKB mierzymy wskaźnik zadowolenia społeczeństwa.

Dzień mamy to dobra okazja, żeby sobie przypomnieć o wszystkim, czego nie da się policzyć.