mBank chce więcej zielonych kredytów

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2019-07-29 22:00

Pół miliarda, które mBank planował przeznaczyć na kredyty dla zielonych źródeł, już się rozeszło. Czas na drugie pół

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Dla jakich inwestorów przeznaczona jest pula 500 mln zł
  • Jak wygląda współpraca banku z firmami z branży energetyki węglowej
  • Jak w zieloną energetykę inwestują inne banki w Polsce

mBank, jeden z największych banków w Polsce, kontrolowany przez niemiecki Commerzbank, zwiększy pulę pieniędzy na kredyty dla firm z branży odnawialnych źródeł energii. W grudniu 2018 r. ogłosił, że wyda 500 mln zł, teraz uruchamia drugie tyle.

POWRÓT DO ZIELONYCH ŹRÓDEŁ:
POWRÓT DO ZIELONYCH ŹRÓDEŁ:
Deklaracją z końca zeszłego roku bank, którego wiceprezesem jest Adam Pers, powrócił do finansowania nowych inwestycji w sektorze OZE. Do 2011 r. był w tym sektorze bardzo aktywny, ale potem klimat biznesowy się zmienił.
Fot. WM

— Decyzja zapadła w połowie lipca — podwajamy budżet, który przeznaczamy na działania w obszarze OZE. Pierwsze pół miliarda zostało już w zasadzie wykorzystane, drugie pół rozdysponujemy najpóźniej do połowy przyszłego roku — mówi Adam Pers, wiceprezes mBanku ds. bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej.

Bank chce współpracować z inwestorami z sektora wiatrowego i słonecznego (fotowoltaika). Trzy czwarte z pierwszych 500 mln zł trafiło lub wkrótce trafi do sektora wiatrowego, a jedna czwarta — do słonecznego.

— Podobna proporcja pomiędzy tymi technologiami może się utrzymać. Instalacje wiatrowe są po prostu większe, mają większą moc i są bardziej kapitałochłonne niż fotowoltaiczne — wyjaśnia Adam Pers.

Ryzyko w regulacjach i cenach

W ramach miliardowej puli bank chce współpracować z firmami budującymi instalacje, które w ramach aukcji wygrały państwowe wsparcie, jednak instalacje bez wsparcia też go interesują.

— Udzieliliśmy dotychczas kredytu trzem projektom wiatrowym, które działają na zasadach rynkowych, jednego w tym roku — mówi Adam Pers.

Menedżerowie mBanku nie chcą porównywać skali ryzyka regulacyjnego, czyli związanego z państwowym wsparciem, ze skalą ryzyka rynkowego, wiążącego się z cenami energii elektrycznej.

— Ostatnie lata pokazały, że ryzyko regulacyjne może się łatwo zmaterializować. Ustawodawca zmieniał przecież zasady gry na rynku zielonych certyfikatów. Jeśli zaś chodzi o ryzyko rynkowe, to czy instytucjom udaje się trafnie przewidzieć ceny energii? — zastanawia się Adam Pers.

Chętniej porównuje technologie.

— Dziś łatwiej nam dopiąć finansowanie projektu wiatrowego, ale ryzyko w fotowoltaice jest mniejsze — uważa menedżer.

Specjaliści mBanku przyglądają się też projektom opartym na umowach typu PPA (power purchase agreement). W tym modelu inwestor planujący budowę zielonego źródła, najczęściej wiatrowego, podpisuje na początku kilkunastoletnią umowę sprzedaży energii, np. z firmą produkcyjną. Popularność takich umów na świecie rośnie.

— Pracujemy nad takimi projektami — mówi Adam Pers.

Powrót po latach

Deklaracja z grudnia zeszłego roku o pierwszych 500 mln zł na zielone źródła oznaczała powrót mBanku do finansowania nowych inwestycji w sektorze OZE. Adam Pers przypomina, że do 2011 r. bank był na tym rynku bardzo aktywny, ale potem klimat się zmienił.

— W 2012 r., podobnie jak inne banki, wycofaliśmy się z finansowania nowych inwestycji w branży OZE — mówi Adam Pers.

Sektor wiatrowy przez kilka lat był w niełasce. Pod koniec rządów koalicji PO-PSL Ministerstwo Gospodarki pracowało nad zmianą systemu wsparcia, ceny zielonych certyfikatów zniżkowały, a państwowy Tauron sięgał po kruczki prawne, by wypowiadać umowy wiatrowe. Kiedy w 2015 r. wybory wygrał PiS, budowa nowych wiatraków została zablokowana, a za kwestionowanie legalności umów wiatrowych wzięła się z kolei państwowa Energa. Jeszcze w czasach zielonej posuchy, w 2017 r., mBank zdecydował się sfinansować projekty fotowoltaiczne z portfela firmy Wento. To był jednak wyjątek. Od marca 2019 r. bank ma szeroką zieloną strategię.

Pod lupą aktywistów

Wiosną tego roku mBank ogłosił, że ogranicza finansowanie energetyki węglowej i kopalni. Wpisał się w globalny trend, w ramach którego światowe banki i ubezpieczyciele odchodzą od wspierania węgla. Pionierem w Polsce był bank ING, mBank zdecydował się na to jako drugi.

„Od 1 kwietnia br. mBank nie będzie finansować nowych kopalni węgla i bloków energetycznych opalanych węglem. Nie będzie też nawiązywać relacji z firmami, w których udział energii elektrycznej z tego surowca wynosi ponad 50 proc.” — głosi marcowy komunikat mBanku.

W lipcu przed jednym z biur mBanku odbył się protest aktywistów, którzy zarzucili bankowi, że wbrew wcześniejszym deklaracjom wyemitował obligacje Enei, państwowej spółki budującej nowy blok węglowy w Ostrołęce. W odpowiedzi bank podkreślał, że „nawet jedna złotówka z banku nie zasiliła budżetu elektrowni”.

— Nie mogę ujawniać tajemnicy bankowej i podawać, z którymi konkretnie klientami już nie współpracujemy, ale sukcesywnie zmniejszamy zaangażowanie w sektorze węglowym. Przykładem naszego obecnego podejścia może być Tauron [energetyczna firma z dominującym udziałem węgla — red.], któremu udzieliliśmy finansowania, ale na podstawie deklaracji zarządu, że pieniądze zostaną przeznaczone m.in. na zwiększenie udziału OZE w produkcji — tłumaczy Adam Pers.

Wiceprezes mBanku zaznacza, że decyzja o ograniczeniu finansowania węgla wiąże się z kosztami.

— Skoro z finansowania projektów węglowych wycofują się kolejne instytucje, to potencjalnie może to skutkować wzrostem marż, które płacą inwestorzy. To zaś oznacza, że mniejsze zaangażowanie w ten sektor jest dla nas utratą możliwości zawierania dochodowych transakcji — mówi Adam Pers.

Bankowy trend

ING Bank Śląski był pierwszym działającym w Polsce bankiem, który zadeklarował rezygnację z finansowania projektów węglowych. Do dziś oprócz niego i mBanku mniej lub bardziej zielone deklaracje złożyły Santander, Pekao, BNP Paribas i Credit Agricole. Portal Green-News, który analizował postawy banków, zauważa, że w finansowaniu czarnej energetyki nic złego nie widzą Alior i PKO BP.