Millenialsi nie pracują dla pieniędzy

Aleksandra RogalaAleksandra Rogala
opublikowano: 2016-05-15 22:00

Praca na całe życie nie jest czymś, czego oczekują młodzi. W jednym miejscu zagrzeją najwyżej kilka lat

Tak zwane Y-greki, inaczej milenialsi, często obrywają po głowie. Mówi się o nich jako pokoleniu nieszukającym wartości, któremu dalekie są świętości ich dziadków, takie jak religia, rodzina, ojczyzna, skupionym na sobie (czytaj: egoistycznym), niechętnym do pracy (bez eufemizmów: po prostu leniwym) — można wymienić jeszcze kilka takich określeń z publikacji socjologów. Wszystko to nie przeszkodziło im jednak, żeby stać się autorami ważnej, mentalnej zmiany na rynku pracy — wynika z ostatniego raportu Gallupa.

Fotolia

Jedno jest pewne — „ciepła posadka” to słowo dla milenialsa niemal tak obce jak termofor. Pokolenie osób urodzonych w latach 1980-96 nie tylko nie ma nic przeciwko częstym zmianom posady, ale wręcz nie wyobraża sobie „tkwienia” na tym samym stanowisku przez dłuższy czas. Z badania wynika, że milenialni to pokolenie osób najczęściej zmieniających pracę w historii. Aż 60 proc. z nich jest otwarta na taką zmianę w każdej chwili.

Co więcej — jedna trzecia deklaruje, że w ciągu najbliższego roku zamierza poszukać lepszych możliwości w innej firmie niż obecna. To oznacza 30,5 mld USD straty dla gospodarki. Milenialsi są otwarci na zmianę, elastyczni, wciąż szukają rozwoju, ale są też najmniej zaangażowanym w pracę pokoleniem w historii: tylko 29 proc. jest emocjonalnie i behawioralnie związanych ze swoim stanowiskiem i firmą.

Eksperci Gallupa podkreślająjednak, że to oni zapoczątkowali prawdziwie pokoleniową zmianę w podejściu do pracy. Gallup wymienia sześć zasadniczych zmian, jakie zaszły w myśleniu młodego pracownika. Dla rodziców i dziadków obecnych 30-latków praca miała pozwolić im zarobić na chleb — pracowali dla „wypłaty”. Ich dzieci pracują dla pensji, ale dla „celu”. Zamiast „satysfakcji” praca ma im przynosić „rozwój”. Słowo „szef” są skłonni zastępować raczej słowem „trener”.

Nie przywiązują też wagi do raportów na temat wyników pracy, kojarzonych z korporacyjnym wyzyskiem — zamiast „rocznych podsumowań” stawiają raczej na siłę „permanentnego dialogu ukierunkowanego na rozwój”. Nie skupiają się na swoich „słabościach”, ale na „siłach” i — co najciekawsze — praca nie jest już dla nich „wykonywanym zawodem”, ale po prostu „życiem” — zapewne tak jak wszystko, czym dzielą się na Facebooku i Instagramie.

Zaangażowani w rozwój własnej firmy czy nie, milenialsi — oczytani w poradnikach psychologicznych i świadomi wszystkich możliwości, jakie przed nimi stoją — są przede wszystkim skupieni na własnym rozwoju. I na tym zależy im bardziej niż na czymkolwiek innym. To właśnie na tym polega ich egoizm — jak pisał kiedyś socjolog... Można dyskutować, czy takie podejście zaprowadzi ich do spokojnej emerytury. Tak czy inaczej — to ważna lekcja dla pracodawców. © Ⓟ