Monetarna szabla bratanków tnie głębiej

Michał Żuławiński Bankier.pl
opublikowano: 2016-04-26 22:00

Pogłębiają się różnice w polityce monetarnej Polski i Węgier. Odmienne położenie obu krajów widać na rynkach walut i obligacji

Gdyby akt cięcia stóp miał namacalną naturę, to w Europejskim Banku Centralnym w ruch szedłby gladius (Mario Draghi jest rzymianinem), w Banku Japonii miecz samurajski, a w naszym kraju szabla, która — jak podają historycy — do Rzeczypospolitej przywędrowała z Węgier. Ostatnie miesiące pokazują, że monetarne ostrze zdecydowanie głębiej tnie nad Balatonem niż nad Wisłą. We wtorek 26 kwietnia Narodowy Bank Węgier (MNB) uderzył po raz kolejny.

Węgry, Budapeszt
Węgry, Budapeszt
PAP

Cel, deflacja, amunicja

Decyzja o obniżeniu stóp procentowych była, w odróżnieniu od marcowej, oczekiwana przez większość analityków. Stawka referencyjna MNB sprowadzona została do najniższego w historii poziomu 1,05 proc. To o 0,45 pkt. proc. mniej niż w Polsce. Ostatnio do takiej sytuacji doszło w połowie 2002 r., kiedy oba kraje tkwiły w zupełnie innej rzeczywistości ekonomicznej i monetarnej (stopy procentowe sięgały 9-9,5 proc.). Na rynku nie brak opinii, że w ramach obecnego cyklu Węgrzy zejdą ze stopami do 0,75 proc., a nawet do 0,5 proc. W kontekście braku przekonania o rychłej zmianie nastawieniaprzez Rady Polityki Pieniężnej można przewidywać dalsze rozchodzenie się dróg „bratanków”.

Rosnącą rozbieżność w stopach dwóch czołowych gospodarek Europy Środkowej tłumaczyć można na wiele sposobów. Cel inflacyjny MNB (3 proc. ± 1 pkt proc.) jest wyższy od celu NBP (2 proc. ± 1 pkt proc.). Tymczasem inflacja nad Balatonem ponownie — już czwarty raz w ostatnich dwóch latach — zeszła poniżej zera (-0,2 proc. w kwietniu), a presję na wskaźnik wywierają nie tylko niskie ceny paliw, ale również obniżka niektórych stawek VAT (np. na wieprzowinę, w kolejce czekają inne produkty).

W Polsce natomiast deflacja cenowa panuje niezmiennie od lipca 2014 r., jednak ceny nieco podbić może konsumpcja zwiększanawraz z napływem pieniędzy z programu „Rodzina 500+”. Większa skłonność do cięcia stóp na Węgrzech wynika także ze stosunku do niekonwencjonalnych, a zatem potencjalnie bardziej ryzykownych działań. W 2012 r. MNB nie zawahał się przed uruchomieniem własnej wersji programu LTRO, ostatnio zaś Węgry dołączyły do krótkiej listy krajów o ujemnej depozytowej stopie procentowej. NBP natomiast wciąż jest jednym z najbardziej konserwatywnych banków centralnych świata (tego rozwiniętego i rozwijającego się), a nowi członkowie RPP, wbrew wcześniejszym spekulacjom, zgadzają się z Markiem Belką co do tego, że „monetarną amunicję” warto zachowywać na czasy kryzysu.

Sądny maj

Różnicę w ocenie obu banków centralnych przez inwestorów widać także w podejściu do kursu walutowego. Po tegorocznych turbulencjach NBP daleki jest od grania na osłabienie złotego. Natomiast forint w ostatnich tygodniach ponownie się umacnia (0,7 proc. wobec euro w czasie, gdy złoty stracił 3 proc.). W kontekście Węgier spekuluje się nawet o zaczerpnięciu ze wzorców z Czech, które uporczywie bronią kursu korony przed dalszym umocnieniem. Odmienna polityka banków centralnych odbija się też na rynku obligacji.

W połowie kwietnia rentowność węgierskich obligacji 10-letnich po raz pierwszy od 14 lat spadła poniżej rentowności papierów polskiego rządu. Na obie waluty przeciwnie wpływają również prognozy dotyczące najbliższych kroków agencji ratingowych. Sądnym dniem dla złotego będzie 13 maja, kiedy głos ma zabrać Moody’s, który w ostatnich miesiącach wysyłał sygnały sugerujące cięcie ratingu lub zmianę perspektywy.

Dla porównania w przypadku Węgier, które po kryzysowych turbulencjach mają oczywiście niższe ratingi niż Polska, coraz częściej mówi się o podniesieniu not. Jako pierwszy będzie to mógł zrobić Fitch, który w swoim kalendarzu wpisał budapeszteński rząd na 20 maja. Podwyżka noty o jeden stopień (z BB+ do BBB-) byłaby szczególnie istotna, ponieważ oznaczałaby przejście ze strefy ratingów spekulacyjnych do inwestycyjnych.