Na przetargach najwięcej zarabiają notariusze
CHCĄ BYĆ PARTNERAMI: Dwie strony przetargu mają nierówne prawa. Oferent składa tysiące dokumentów, by udowodnić, że nie jest garbaty. Wpłaca wysokie wadium, które przepada, gdy udowodni mu się, że oświadczył nieprawdę. Firmy chciałyby o zamawiającym wiedzieć połowę tego, co on chce wiedzieć o nich. Przynajmniej to, że ma wystarczające pieniądze na realizację zamówienia — mówi Marek Turecki z Weletu. fot. Borys Skrzyński
Startowanie w przetargach nie jest prostą sprawą —zgodnie twierdzą firmy. Wymóg dostarczenia masy szczegółowych dokumentów poświadczonych notarialnie nie ułatwia życia podmiotom.
— Zamawiającego, który potrafi mądrze stosować ustawę i domaga się tylko użytecznych dla niego dokumentów, ze świecą szukać. Żądają, jak leci, wszystkich zaświadczeń określonych w ustawie — mówi Marek Turecki z firmy produkującej stolarkę okienną.
Jego zdaniem, zamawiający stawiają takie same warunki wszystkim , bez względu na to, czy firma ma dostarczyć ołówki, czy też zbudować dom.
Dostosować do oferty
— Liczbę dokumentów można zredukować do kilku podstawowych. Resztę zaświadczeń należałoby dostosować do przedmiotu zamówienia — wyjaśnia pracownik jednej ze spółek giełdowych zajmującej się handlem artykułami biurowymi.
Według niego, nonsensem jest, by od firmy dostarczającej sprzęt biurowy żądać zaświadczenia o kwalifikacjach zawodowych pracowników.
— Jakie kwalifikacje powinien mieć człowiek dostarczający ołówki? Rozumiem, gdy sprawdza się wykształcenie ludzi pracujących na budowie — zauważa pracownik spółki giełdowej.
Szkoda czasu
Firmy skarżą się, że skompletowanie wszystkich dokumentów zabiera mnóstwo czasu. Wymagane są oryginały lub kopie poświadczone notarialnie.
— Zebranie wszystkiego zabiera nam około 3 tygodni. Przy kilku przetargach w miesiącu urasta to do poważnego problemu — zapewnia Marek Turecki.
Jego zdaniem pracę utrudnia fakt, że co miesiąc trzeba jeździć do urzędów po to samo. Bowiem do każdego przetargu potrzebny jest aktualny komplet dokumentów. To są spore koszty.
— Za każdy dokument u notariusza trzeba zapłacić. Gdy wszystko zbierze się w całość to w miesiącu powstają spore sumy — wyjaśnia Bogusław Brajter z Energomontażu-Północ.
Jednym z dokumentów, który często do przetargu dołącza firma Marka Tureckiego jest aprobata techniczna. Liczy ona 49 stron, a każda musi być podpisana przez notariusza. Jeden podpis kosztuje 5 zł, co daje 245 zł kilka razy w miesiącu.
Marek Turecki ma wrażenie, że zamawiający przesadnie utrudniają życie oferentom.
— Przykładem jest żądanie podpisu notariusza na referencjach. Są one napisane na drukach firmowych, gdzie widnieje numer telefonu do wystawiającego dokument. Zamiast potwierdzenia notarialnego wystarczyłoby zadzwonić, by sprawdzić, czy referencje są prawdziwe — tłumaczy Marek Turecki.
Firmy dmuchają na zimne. Nawet gdy zamawiający nie określa jak dokumenty powinny być poświadczone, wolą, by znalazły się na nich parafy notariusza.
— Kilka razy złożyliśmy dokumenty podpisane jedynie przez naszego prawnika. Zostaliśmy odrzuceni — mówi pracownik ze spółki giełdowej.