Amerykańskie giełdy zaczęły tydzień dużymi spadkami. Dow Jones tracił na zamknięciu prawie 240 pkt. i jest już niedaleko poziomu 11.000 pkt. Znów największa przecena spotkała spółki finansowe, indeksy branży straciły ok. 5 proc. wartości. Powodów do pozbywania się ich akcji było co najmniej kilka. W piątek regulator rynku zamknął dwa niewypłacalne banki regionalne działające dotąd pod szyldem First National Bank Holding. Choć już w poniedziałek rozpoczęły działalność pod nowym, fatalne wrażenie pozostało. Nastrojów inwestorów nie poprawił Biały Dom obniżając prognozy wzrostu na lata 2008-2009 i zostawiając następnemu prezydentowi rekordowy deficyt budżetowy. Do wyprzedaży przyczynił się także Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który w najnowszym raporcie stwierdził, że nie widać końca kryzysu amerykańskiego rynku nieruchomości. Do tego wszystkiego w górę ruszyła cena ropy. Inwestorzy obawiają się dalszych złych wiadomości. W tym tygodniu wyniki kwartalne ma podać 125 spółek ze S&P500. Niemal połowa ze spółek wchodzących w skład indeksu, które już to zrobiły, informowała o średnio 24 proc. spadku zysku. Połowa tych, które przedstawiły także prognozy, spodziewa się dalszego pogorszenia wyników w kolejnym kwartale.
W opublikowanym w poniedziałek raporcie Thomas Lee, główny strateg inwestycyjny amerykańskiego rynku akcji w JP Morgan prognozuje, że "rynek niedźwiedzia" na Wall Street znajdzie dno prawdopodobnie już w przyszłym miesiącu. Jako argumenty, że tak się może stać, podaje spadek cen ropy, przyjęcie przez Kongres regulacji prawnych mających na celu poprawę sytuacji na rynku nieruchomości, a także fakt iż wyniki banków okazały się lepsze niż oczekiwano. Lee twierdzi, że strata S&P500 od październikowego szczytu nie przekroczy raczej 22 proc. Argumentem mają tu być wskaźniki analizy technicznej, m.in. RSI i średnie ruchome. W jego ocenie na koniec roku S&P500 osiągnie wartość 1450 pkt. co daje 15 proc. potencjał wzrostu wobec ostatnich zamknięć.
MD