Nastroszony huzar z wianuszkiem krewetek

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2008-10-31 00:00

To przypadek. Gdy w upalne sierpniowe popołudnie przemykaliśmy samochodem z Warszawy do Wrocławia, chcieliśmy wypić coś chłodnego. Wybór padł na Sokolniki tuż za Wieluniem: pałacyk przy szosie z pięknym ogrodem. Z nawyku zlustrowaliśmy menu. I — rozczarowanie…

Restauracja Park

Zgryźliwie zapytaliśmy obsługę, dlaczego tak kiepsko. Usłysze- liśmy, że to ostatnie podrygi czytanej przez nas karty. Wkrótce nadejdzie "nowe". Za tydzień kulinarne stery przejmie kucharz, który osiem lat przebywał we Francji. A zatem: decyzja. Przybędziemy ponownie, gdy nowe trochę okrzepnie. Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Pałac najechaliśmy niespodziewanie, z wieczora. By nie prowokować chętnych na kasę przydrożnych zbójców, przezornie postanowiliśmy zapaść w pałacu na noc.

Nieskromna cebula

Wieczór zaczęliśmy melonem z szynkami prosciutto parma i pappa mirando (25 zł). Następnie zapowiedziało się carpaccio z toskańskiej polędwicy wołowej (38 zł), obrzucone kaparami. W kieliszki polano alzatczyka. Riesling, 2006, Hugel, (125 zł). Nawiązał się miły, unijny, podniebienny dialog — mimo delikatnie zaznaczonych regionalnych indywidualizmów. Komentowaliśmy, że trunki połączył parmezan, chociaż kapary też nie były obojętne. Te rozważania przerwało wgalopowanie na stół nastroszonego huzara: aromatycznego risotta — z wianuszkiem krewetek. Postanowiliśmy zapoznać go z drzemiącym na boku alzatczykiem. Ze złośliwą nadzieją, że się pogryzą. A tu — rozczarowanie z powodu braku restauracyjnej zadymy.

Ryba — dorada — pojawiła się bezszelestnie. Wyraźnie na białym winie, z szalotką i maślanym sosem. Z naszym francuzem? Ponownie wspaniała kombinacja. Zaczęliśmy wietrzyć, że obiad jest w pałacu ustawiony i trzeba będzie powołać komisarza. Uspokoiła nas zapiekana cebula, nieskromnie twierdząc, że w tym przypadku to właśnie ona jest źródłem kulinarnych sukcesów.

Francuski akcent

Byliśmy prawie skłonni już jej uwierzyć, gdy z oddali dobiegło nas subtelne kwakanie. Podano pieczoną kaczkę. Niby po polsku, ale z wyraźnymi francuskimi akcentami. Wzruszyła niespotykaną delikatnością i wysublimowanymi smakami. Krucha, z żurawiną i ziemniakami purée…

Co z winem do niej? Zignorowaliśmy alzatczyka. Wydał się nam zbyt rachitycznym kandydatem. Postanowiliśmy skojarzyć kaczkę z czymś bardziej słonecznym i — z natury — przyjaznym żurawinom.

Sto kilometrów do smaku

Oczy nasze skierowaliśmy ku Hiszpanii. Nalano Crianza Conde de Valdemar, 2004, Rioja, Bujanda (75 cl 115 zł). Kaczka oszalała z radości, żurawiny zaintonowały dawno niesłyszaną w okolicy międzynarodówkę.

No i oczywiście nie zapomnieliśmy o deserach — chociaż sporo problemów sprawiło nam rozszyfrowanie ich opisów. Lakonicznie określony w menu jako krem "palony", deser ten okazał się być samym cr`eme brulée w najlepszym francuskim wydaniu. A niewinnie brzmiący "murzynek czekoladowy" z kieliszkiem porto — to już bajeczna kombinacja! Z Wrocławia mogą tu spokojnie jeździć po nauki. W sumie to tylko 100 kilometrów.

Hiszpański temperament

Crianza Conde de Valdemar, 2004, Rioja, Bujanda

Szukaliśmy wina słonecznego, przyjaznego żurawinom

i kaczce. Nie pomyliliśmy się — to był strzał w dziesiątkę.

Cukru, cukru

Krem "palony"

Spragnieni słodyczy zamówiliśmy deser o tajemniczej nazwie. Okazał się być to cr`eme brulée — w najlepszym francuskim wydaniu!

Monarsza ostoja

W pałacu Sokolnik, mieszczącym restaurację Park, bywał ongiś król August II Mocny ze swą świtą. Ściany dworu wciąż przechowują echo ówczesnych biesiad i balów...

GDZIE?

Restauracja Park

Pałac Sokolnik

ul. Wrocławska 4

Sokolniki