Związkowcy nie zastrajkują, ale nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. A skarb się nie cacka.
Nie będzie dzisiaj strajku w poznańskiej grupie energetycznej Enea — zapowiedzieli związkowcy. Jak twierdzą, odwołanie protestu przeciw prywatyzacji spółki nie ma nic wspólnego z ostrą grą ministra skarbu.
— Nie chcemy odwracać uwagi od tragicznych wydarzeń w Kopalni Wujek i zakłócać żałoby, ale nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Na razie zarząd potwierdził spotkanie z nami 23 września. Zaczniemy rozmowy, a potem zobaczymy — mówi Janusz Śniadecki, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Grupy Kapitałowej Enea.
Związkowcy zapewniają, że odroczenie protestu — na razie bez konkretnej daty — nie wiąże się z reakcją ministra skarbu na ubiegłotygodniowe referendum strajkowe. Resort Aleksandra Grada zakwestionował wyniki głosowania. Jego zdaniem, związki nie uzyskały zgody na strajk, bo w referendum nie wzięła udziału Elektrownia Kozienice, co oznacza, że za protestem opowiedziała się mniej niż połowa pracowników całej grupy. Minister zarzucił też związkowcom, że w pytaniu referendalnym wprowadzili załogę Enei w błąd, sugerując, że prywatyzacja naruszy prawa pracownicze.
Jak twierdzi Janusz Śniadecki, podczas piątkowego posiedzenia trójstronnego zespołu ds. branży energetycznej Aleksander Grad oskarżył związkowców o łamanie konstytucji.
— Minister zarzuca nam hipokryzję, tymczasem sam nie realizuje obietnic o odpolitycznieniu spółek i prowadzeniu transparentnej prywatyzacji — komentuje związkowiec.
Dodaje, że ewentualny strajk w Enei będzie uzależniony od dalszych działań ministra i przebiegu rozpoczynających się jutro rozmów z zarządem grupy. Nie spodziewa się jednak po nich niczego dobrego.
— Wiemy, że minister skarbu polecił prezesowi grupy dyscyplinarne zwolnienie liderów związkowych, gdyby doszło do jakiegokolwiek naruszenia prawa. Nie damy się jednak zastraszyć. Jeśli protest będzie potrzebny, z pewnością go przeprowadzimy — bez względu na konsekwencje — zapewnia Janusz Śniadecki.
Agnieszka Berger