Najlepiej chyba resortowi gospodarki idzie z ratowaniem branży stoczniowej, choć jej problemy minister Piechota odczuł na własnej skórze... w postaci jajecznicy przyrządzonej przez pracowników upadłej Porty Holding. Na szczęście nie poddał się i — z pomocą Agencji Rozwoju Przemysłu — udało mu się zawrzeć porozumienie z bankami kredytującymi budowę statków i wznowić produkcję w Szczecinie.
Resort gospodarki przekonał też ministra finansów o tym, że gwarancje budżetowe są niezbędne — i dla Hipolita Cegielskiego, dostawcy silników okrętowych, i dla kulejącej Grupy Stoczni Gdynia. Teraz trzeba tylko trzymać kciuki za nową stocznię ze Szczecina. Jeśli rozwścieczeni pracownicy jej nie zablokują, to jest szansa na to, że zakład wróci do czasów świetności. W przeciwnym razie zwycięstwo może okazać się klęską, a wznowienie budowy statków w Szczecinie chwilową niespodzianką.
Wszystko wskazuje na to, że z kopyta może ruszyć restrukturyzacja górnictwa. Chwała ministrowi Piechocie za to, że nie zaczął od czystek w sektorze, ale od rozwiązywania problemów. W resorcie gospodarki opracowano nowy program restrukturyzacji branży na lata 2003-06, którym zajmie się wkrótce rząd. Zakłada on m.in. zmniejszenie liczby spółek węglowych z siedmiu do trzech, wydłużenie tygodnia pracy, zamrożenie płac. Należało się spodziewać, że zostanie on ostro skrytykowany nie tylko przez związkowców. Na szczęście Jacek Piechota ma twardego wiceministra Marka Kossowskiego, który nie daje się węglowemu lobby.
Gorzej MG radzi sobie z hutnictwem. Resort ma wiele pomysłów na restrukturyzację i prywatyzację sektora, ale efektów — przynajmniej dotąd — nie widać. Trudno jednak zrzucać całą winę za problemy z naprawą stalowej branży tylko na MG. Są także czynniki obiektywne. Zgodnie z ustawą o restrukturyzacji sektora z sierpnia 2001 roku huty mają szansę na odroczenie płatności długów budżetowych i parabudżetowych. Nie zmieniają jednak struktury zobowiązań, bo czekają na tzw. pakiet ministra Kołodki, dzięki któremu ich długi zostaną po prostu umorzone.