Nie wiadomo, jakie jeszcze niespodzianki kryje oferta TP SA
Do 14 października, kiedy zostanie podany przedział cenowy, w jakim będzie się mieścić cena akcji TP SA oferowanych w publicznej ofercie, zostało jeszcze kilka dni. Już dzisiaj wiadomo, że na procesie prywatyzacji najlepiej wyjdą pracownicy TP SA, którzy otrzymają 15 procent akcji przedsiębiorstwa. Jednak nie wszyscy. Po raz kolejny potwierdziła się stara prawda, że nieobecni nie mają prawa głosu. Pracownicy biorą wszystko, emeryci — nic. Darmowe akcje zostały bowiem potraktowane przez ministerstwo skarbu jako przywilej. Przyznano go wyłącznie osobom nadal związanym z prywatyzowaną firmą. Ci, którzy odeszli na emeryturę — nie mogą liczyć na wdzięczność swoich kolegów.
USTAWA o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw co prawda wyraźnie stwierdza, że także emeryci, renciści oraz osoby, które odeszły w ramach zwolnień grupowych, mogą dopominać się o darmowe akcje, jednak okazało się, że emeryt emerytowi nie równy. I ci, którzy przez wiele lat pracowali w TP SA mieli prawdziwego pecha. Na podstawie ustawy o łączności, prawa do darmowych akcji zostaną pozbawione wszystkie osoby, które w dniu udostępnienia akcji osobom trzecim nie będą już zatrudnione w spółce.
TYM SAMYM byli pracownicy, emeryci i renciści, którzy w ubiegłym roku składali pisemne oświadczenia o zamiarze nabycia akcji — zostaną pozbawieni praw nabytych. Tym samym do Trybunału Konstytucyjnego mogą trafić skargi byłych pracowników TP SA. Tym samym może zostać podważona wiarygodność oferty. Niby formalnie TP SA nie jest stroną w tym sporze, bowiem tę kontrowersyjną decyzję podjął rząd. Jednak to właśnie pracownicy telekomunikacji grozili odcięciem telefonów w całej Polsce, gdyby przypadkiem dostali mniej akcji, niż to wynikało z ich wyliczeń.
DLA NIKOGO nie jest tajemnicą, że w grę wchodzą kwoty umożliwiające kupno mieszkania. Atmosferę wokół prywatyzacji dodatkowo podgrzewały informacje o wojnie między pracownikami TP SA i Poczty Polskiej. Telekomunikacja rozpoczęła samodzielną działalność 1 stycznia 1992 roku, stając się jednoosobową spółką Skarbu Państwa. Wcześniej Telekomunikacja i Poczta Polska były jednym przedsiębiorstwem znanym pod nazwą Poczta Polska Telegraf i Telefon. Według związkowców, działalność telekomunikacyjna, jako bardziej dochodowa, zawsze dofinansowywała działalność pocztową.
W PRZEDSIĘBIORSTWIE istniały natomiast dwa niezależne piony, które wraz z komercjalizacją firmy uległy podzieleniu. Jednak pracownicy TP SA stwierdzili, że nie będą się dzielić akcjami ze swoimi dawnymi kolegami. I zagrozili, że jeśli darmowe akcje trafią w ręce pocztowców, to telefony w całym kraju zostaną wyłączone, awarie będą nękać wszystkich abonentów, a transmisje programów radiowych i telewizyjnych zostaną zawieszone. I, co niezwykłe, rząd ugiął się pod żądaniami związkowców Telekomunikacji, podejmując decyzję, że pracownicy Poczty Polskiej nie otrzymają akcji.
ALE TO NIE koniec niespodzianek. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że akcje na preferencyjnych zasadach dostaną także pracownicy zatrudnieni już po komercjalizacji przedsiębiorstwa. Akcje będą pochodzić z podniesienia kapitału akcyjnego spółki. I chociaż zrozumienie potrzeb obecnych pracowników TP SA jest zaiste wzruszające, to przyszły inwestor musi się liczyć z tym, że pewnego dnia na giełdę trafi duża liczba akcji, która może być sprzedana za każdą cenę. Bowiem pracownik pozbywający się swoich akcji i tak zawsze na nich zarobi.
JEŚLI DO TEGO dodamy pośpieszne zmiany w statucie TP SA wzmacniające reprezentację pracowników w radzie nadzorczej, raport NIK o bezprawnym przejmowaniu od gmin sieci i urządzeń telefonicznych — to powstanie ciekawy obrazek kolosa na glinianych nogach.