O tym, że krajowy rynek kolekcjonerskich samochodów się rozwija, można się przekonać po samej częstości aukcji, które przestały uchodzić za wydarzenia w rodzaju licytacji pamiątek po lotach w kosmos. Jaguar e-type z lat 60., który uznawany bywa za ikonę tego rynku, pojawił się na stołecznej aukcji Ardor Auctions nawet w lipcu, jednak nie z ceną z innej orbity, tylko z progiem 300 tys. zł. Przy skali krajowego obrotu na astronomiczny wygląda dopiero poziom z przykładowej Kalifornii, bo właśnie w Monterey odbędzie się najbliższa sierpniowa aukcja RM Sotheby’s, a więc jedno z najważniejszych przedsięwzięć na rynku inwestycyjnych samochodów. Tak jak lokalnie za sportowy model słusznie uchodzi wspomniany e-type, tak w zagranicznym katalogu znajdzie się nawet niejeden typowy bolid — ustrojony emblematami sponsora, z historią rajdową i szeroko rozstawionymi gładkimi oponami. Z wyścigowych propozycji z Kalifornii warto się przyjrzeć przynajmniej czterem: dwóm dwuosobowym i dwóm jak na tor Formuły 1 — przy czym myśląc o płynności krajowego rynku, warto mieć dystans w stylu Jana Himilsbacha, któremu zaproponowano rolę w zachodnim kinie pod warunkiem opanowania obcego języka. Odmówił, tłumacząc się ryzykiem, że jak producent zrezygnuje, to „zostanie z tym angielskim jak głupi”. W przypadku bolidu, to jednak nie tyle kwestia czasu, co równowartości nowobogacko umeblowanego apartamentu.
Drugi Onasis płaci i wymaga
Szeregując sierpniowe propozycje RM Sotheby’s pod kątem wieku, najmłodszy z dwóch jednoosobowych aut jest aston martin z 1989 r. Mimo że model AMR1 Group C prezentuje się na zdjęciu dosyć kosztownie, nie podano żadnej ceny rezerwowej — czyli progu, poniżej którego obecny właściciel nie dopuści do transakcji. Wiadomo z grubsza, kto nim jest, bo katalog wskazuje na byłego prezesa klubu posiadaczy samochodów tej marki, który kupił wystawiony egzemplarz prosto z fabryki. Oprócz tego, że nie zmieniał nabywców, wyścigowy model jest jednym z czterech istniejących, a jednym z dwóch w wersji Lightweight, czyli ważącej zaledwie 920 kg. Bogaty w aerodynamiczne efekty cenione przez rajdowców powstał na zlecenie Petera Livanosa, greckiego okrętowego potentata, który w samym Astonie Martinie jest też największym udziałowcem. Na pytanie, czy wyjątkowo rzadki i zachowany w oryginalnym stanie egzemplarz jest dobrą lokatą, nie da się jednak odpowiedzieć jednoznacznie, nie znając ceny sprzedaży. W lutym tego roku inny samochód z tej serii wystawiono na aukcję z estymacją 500-550 tys. GBP (2,4-2,6 mln zł) — a to około trzykrotność obrotu na lipcowej licytacji w Warszawie.
Indy 500 z piwem pod ręką
Drugi z samochodów, których przeznaczenie na wyścigowy tor odgadłaby nawet osoba kojarząca z Formułą 1 wyłącznie hałas, to starszy o dekadę mclaren. W przypadku modelu M24B Indianapolis zarówno data produkcji, jak i ostatni człon nazwy z katalogu byłyby dla inwestora istotne. Chociaż już po samych emblematach budweisera widać, że samochód z 1979 r. nie powstał jako popisowa wyścigówka na ulice, warto zaznaczyć, że nie jest autem produkowanym seryjnie na podstawie techniki Formuły 1 — czym trudni się McLaren Automotiv, założony dopiero w 1989 r. Egzemplarz służył jako drugi samochód na wyścigu Indianapolis 500, w dodatku kierowcy, który wygrał go trzykrotnie. Według katalogu, był to też ostatni mclaren na tym torze, zanim Fernando Alonso podjął wyzwanie w tym roku. W związku z tym, że szacunkowa cena za rajdowe auto również nie jest podana, w branży spekuluje się, że jest to raczej taki poziom, na którym konkurować mógłby właśnie Alonso — jeśli znowu zwyciężyłby w Formule 1.
Superjaguar kontra abarth
Spośród samochodów mieszczących dwie osoby aktywa urozmaicić mogą i ponad pięćdziesięcioletniabarth, i sławetny jaguar, choć tym razem nie e-type. Model XJ220 może kosztować powyżej 500 tys. GBP (2,4 mln zł), co nawet nie powinno dziwić, bo jaguar z tym symbolem należał do najdroższych aut, już gdy pojawił się na rynku. Produkcję zaplanowano na 350 sztuk, ale — korzystnie dla inwestora pilnującego podaży — powstało 281, i to po wielu latach poświęcania dni wolnych od pracy. XJ220 miał być najszybszy, dlatego nazwano go roboczo 220, od 220 mil na godzinę, które miał osiągnąć. Pracowano nad nim w soboty i niedziele — w tym czasie wypuszczając mniej udany model — ale okazało się, że było warto, bo w 1992 r. kierowca rozpędził się nim na torze do ponad 341 km/h, ustanawiając rekord prędkości. Rok później pobił go mclaren, jadąc szybciej o 30 km/h. Co na to abarth, który ma z nimi konkurować w jednym katalogu? Pozycja, o której mowa, to Abarth 1100 Sport by Ghia, a więc model w założeniu sportowy, choć o karoserii Ghia, a więc do skojarzenia przede wszystkim ze stylem, mniej z funkcjonalnością za wszelką cenę. Egzemplarz prezentowany przed aukcją opuścił włoską fabrykę ze skorpionem w logo w 1953 r., więc warto obejrzeć zamieszczone obok technicznych not fotografie, żeby nabrać dystansu do tego, jak może wyglądać sportowy samochód. Parę stron dalej jest mclaren ze sterczącymi kołami i płaski jak stopa żelazka aston martin — tymczasem abarth na zdjęciu pyszni się na wystawie w Turnie, obły, elegancki i śmietankowy, w środku kompletnie wybity skórą barwioną na lazurowo. Pod oponami udrapowano bordowy materiał w ramie pomalowanej na złoto, obok stanął nieskazitelny człowiek z poszetką.
ABARTH 1100 SPORT BY GHIA
[FOT. RM SOTHEBY’S]
ASTON MARTIN AMR1 GROUP C
[FOT. RM SOTHEBY’S]
MCLAREN M24B INDIANAPOLIS
[FOT. RM SOTHEBY’S]
JAGUAR XJ220 [FOT. RM SOTHEBY’S]