Nie ma czegoś takiego jak kryzys strefy euro. Wskaźnik poziomu jej zadłużenia w stosunku do PKB jest mniejszy niż w USA, Japonii czy Wielkiej Brytanii. To w istocie kryzys finansów publicznych niektórych państw. Unia Europejska reaguje wolno, ale sama się przy tym reformuje w stopniu większym, niż można by zakładać.
Pomysły idą znacznie dalej niż najśmielsze założenia niedawnego traktatu z Lizbony. Nicolas Sarkozy i Angela Merkel wezwali do stworzenia gospodarczego rządu, a Herman Van Rompuy właśnie przygotowuje propozycję, która ma uzupełnić unię monetarną o pewien stopień konwergencji fiskalnej. Komisja Europejska zamierza przedstawić założenia emisji euroobligacji, a z ust premiera Holandii padają pomysły tak księżycowe jak np. stworzenie komisarza do spraw dyscypliny budżetowej, który miałby prawo nakładania sankcji na państwa łamiące zasady. Automatyka nakładania sankcji jest zresztą kluczowym punktem sporu o tzw. sześciopak, czyli jedną dyrektywę i pięć rozporządzeń, których celem jest wzmocnienie unijnego zarządzania gospodarczego. Tak naprawdę żaden z wymienionych pomysłów szybko się nie ziści, bo najprawdopodobniej będą one wymagały kolejnych zmian traktatowych i ratyfikacji we wszystkich państwach. A nawet jeśli uda się wcielić je w życie, efekty nie będą natychmiastowe. Do tej pory każdy kryzys działał na UE ozdrowieńczo, ale zwykle w długiej perspektywie czasowej.
Trwa poważny spór o to, jak Unia Europejska może wrócić na ścieżkę wzrostu. Nowa szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego stwierdziła, wbrew przywódcom strefy euro, że zbyt agresywna konsolidacja fiskalna może zdusić perspektywy wzrostu, a europejskie banki są w gorszej kondycji, niż się powszechnie zakłada, i będą wymagały większej rekapitalizacji. W tej patowej sytuacji kraje Europy Środkowej mogą pokazać, że nauczyły się przekładać krótkoterminowe straty i bolesne reformy na długoterminowe korzyści. Dzisiaj cztery z pięciu państw unijnych z największym wzrostem gospodarczym znajdują się w tej części Europy, a cała regionalna dziesiątka rosnąć będzie przeciętnie dwukrotnie szybciej niż państwa Europy Zachodniej. Dlatego nasze doświadczenia naprawdę warto upowszechnić w całej UE…