Pośrednika dopadła przeszłość. Przeliczył koszt kupna kontaktu do klientów i... wyszła strata.
Raport Open Finance, pośrednika finansowego z grupy Getin Noble, można
podsumować znanym stwierdzeniem ks. Benedykta Chmielowskiego: „Koń, jaki
jest, każdy widzi”. Open zaraportował w pierwszym półroczu 42,6 mln zł
straty. Strata ma charakter księgowy i bezpośrednio nie wpływa na
bieżący biznes, ale pokazuje, jak wyglądał on w przeszłości. Broker
zmienił metodę i stawki amortyzacji baz danych, a wydatki na
pozyskiwanie informacji o klientach zaczął szybciej przepuszczać przez
koszty.
— W dobrych czasach, gdy spółka sprzedawała dużo marżowych produktów,
można było liczyć na to, że pozyskany kontakt z klientem przełoży się na
przychody, i uznać go za inwestycję. Kiedy sprzedaż unit-linków spadła
niemal do zera, to aktywa w postaci baz danych trzeba w istotnym stopniu
spisać z bilansu, m.in. poprzez przyspieszoną amortyzację, aby bilans
pokazał prawdziwy stan rzeczy — mówi Andrzej Powierża, analityk DM Citi
Handlowego.
Przeszacowania świadczą, że w ostatnich latach Open po prostu nie
zarabiał. Teraz powoli wychodzi na prostą i zdaniem Andrzeja Powierży,
najgorsze ma już za sobą. Stoi jednak przed koniecznością przepuszczania
przez koszty wcześniejszych wydatków na kupno leadów. Zostało mu
jeszcze 50 mln zł tytułem przeszacowanych wartości niematerialnych,
które będą podlegać szybkiej amortyzacji.
Z pozytywnych informacji trzeba odnotować wzrost sprzedaży kredytów
hipotecznych i korzyści, jakie z dobrej kondycji rynku
nieruchomościowego czerpie Home Broker. Tyle że zyskowność całego
biznesu jest bardzo niska, a na Openie ciąży dług — 123 mln zł netto.
Walne uchwaliło emisję 20 mln akcji z przeznaczeniem głównie na wykup
mniejszościowego pakietu Open TFI. Reszta ma pójść na spłatę zadłużenia.
— Przy obecnym kursie nie będzie tego dużo — twierdzi analityk. — Kurs
Open Finance zniżkował wczoraj 10 proc., do 1,35 zł za akcję.
© ℗