Operowa wojna na potłuczonym szkle

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2012-12-27 00:00

Byli właściciele Termisilu domagają się od obecnego, Opery FIZ, ponad 40 mln zł. Fundusz roszczenia odrzuca

W 2010 r. fundusz Opera FIZ, zarządzany przez Opera TFI, przejął wszystkie akcje spółki Termisil Huta Szkła Wołomin od dotychczasowych właścicieli: Janusza Michny i Anny Malczewskiej-Michny. Obie strony oskarżają się o oszustwo, a przed stołecznym sądem trwa proces, w którym Michnowie domagają się od Opery 42,2 mln zł. Początki huty szkła w Wołominie sięgają 1905 r., ale najnowsze karty jej historii pisane są od 2000 r. Wtedy małżeństwo Michnów na bazie majątku kupionego od syndyka upadłej huty tworzy spółkę, która przez kilka kolejnych lat osiąga stabilne przychody (ok. 30 mln zł) i zyski netto (2-2,5 mln zł).

Gotówkowe braki

Starzejący się park maszynowy i duży popyt na produkowane w hucie szkło żaroodporne sprawia, że w 2006 r. Michnowie decydują się na megainwestycję za około 100 mln zł, która kilkakrotnie zwiększy moce produkcyjne. Chcą ją sfinansować z dotacji unijnych, kredytów i pieniędzy własnych. Gotówki wciąż jednak brakuje i dlatego w grudniu 2007 r. Termisil składa prospekt emisyjny w KNF. Wejście na GPW niweczy jednak kryzys finansowy. Huta nie ma pieniędzy na kapitał obrotowy, a ponosi wysokie koszty finansowe. Zaczyna tracić płynność. W połowie 2009 r. Michnowie ruszają na poszukiwanie inwestora. W grudniu 2009 r. zostaje nim Opera FIZ. Przejmuje 40 proc. Termisilu za 9,6 mln zł — 0,5 mln zł trafia do Michnów, a 9,1 mln zł do spółki. W marcu 2010 r., na podstawie porozumienia akcjonariuszy, Opera przejmuje za darmo dodatkowe 20 proc. akcji spółki. Fundusz może też zwiększać stan posiadania o dodatkowe 3 proc. za każdy 1 mln zł dostarczonego finansowania dłużnego. W czerwcu i we wrześniu 2010 r. Opera obejmuje obligacje Termisilu i w rezultacie zostaje jedynym właścicielem huty.

Wyzysk: był czy nie?

Od grudnia 2009 r. do września 2010 r. Michnowie dostają od Opery nieco ponad 0,5 mln zł, a spółka w formie kapitału 9,1 mln zł. Tymczasem w czerwcu 2010 r. w księgach Opera FIZ akcje Termisilu wycenione są na 51,8 mln zł. Ta różnica właśniejest podstawą pozwu na 42,2 mln zł, złożonego przez Michnów opartą na tzw. wyzysku. Badający sprawozdanie Opera FIZ za 2011 r. Deloitte zwrócił uwagę, że „ostateczne sądowe rozstrzygnięcie sporu nie może być dostatecznie wiarygodnie określone”, a fundusz nie utworzył rezerw na to roszczenie. Opera nie widzi takiej potrzeby. — W relacjach gospodarczych między profesjonalnymi przedsiębiorcami trudno sobie wyobrazić zasadne powództwo oparte na zarzucie wyzysku. Naszym zdaniem, ta sprawa to taki właśnie przykład bezpodstawnego użycia tej instytucji. Prognostykiem słuszności tego stanowiska jest decyzja sądu (podtrzymana przez sąd odwoławczy) o nieudzieleniu zabezpieczenia w postaci zajęcia akcji Termisilu, należących do Opery z uzasadnieniem, że państwo Michnowie nie uprawdopodobnili żadnej z przesłanek rzekomego wyzysku: ani rażącej dysproporcji wzajemnych świadczeń, ani wyzyskania przez Operę ich przymusowego położenia lub niedoświadczenia. A decyzję tę wydano bez udziału Opery, tylko na podstawie dokumentów i argumentów przedstawionych przez państwo Michnów — mówi Łukasz Żak, pełnomocnik Opery FIZ. — Roszczenia udowodnimy w trakcie procesu, w czym już pomaga nam Opera. W odpowiedzi na pozew napisała m.in., że w grudniu 2009 r. Termisil był wart 15 mln zł, czyli prawie 30 razy więcej, niż nam za niego zapłacili — odbija piłeczkę małżeństwo Michnów.

Odmienne wersje

Rafał Lis, były członek zarządu Opera TFI, tłumaczy, że przyjęta cena nabycia akcji oparta była na danych, przekazywanych przez państwo Michnów w trakcie procesu inwestycyjnego, a później okazało się, że informacje te były nieprawdziwe zarówno w zakresie sytuacji spółki, jak i jej perspektyw.

— Termisil wbrew oświadczeniom nie dysponował kontraktami gwarantującymi uzyskanie przychodów na poziome zbliżonym do prognoz, w komunikacji z nami drastycznie zaniżył też nakłady inwestycyjne niezbędne do kontynuacji działalności w pełnym zakresie. A to tylko część długiej listy zastrzeżeń — mówi Rafał Lis.

Michnowie pytają, czy jeśli w marcu 2010 r., przy okazji porozumienia akcjonariuszy, Opera tak źle oceniała Termisil, to dlaczego w czerwcu 2010 r. w księgach wyceniała go na ponad 50 mln zł? — Od grudnia 2009 r. do czerwca 2010 r. Termisil w formie kapitału i długu pozyskał ponad 30 mln zł. Dopiero te pieniądze dawały szanse na wykorzystanie potencjału produkcyjnego huty, co znalazło odzwierciedlenie w wycenie zewnętrznego podmiotu — odpowiada Rafał Lis.

Według Michnów ta różnica to nic innego jak wyzysk, o który oskarżają Operę. — Od naszego doradcy, który w tej sprawie, bez naszej wiedzy, doradzał drugiej stronie [patrz tekst obok — przyp. aut.], fundusz dowiedział się, że kredyty Termisilu są przez nas poręczone. Dlatego mógł w marcu 2010 r. postawić ultimatum: przyjmujemy nowe, skrajnie niekorzystne warunki albo grozić nam będą wielomilionowe kary i wniosek o upadłość Termisilu, co wiązałoby się z egzekucją z naszego prywatnego majątku — mówią Michnowie. — Państwo Michnowie próbują zaprezentować się jako osoby bez umiejętności i doświadczenia w obrocie gospodarczym. A przecież składali profesjonalne wnioski o dotacje unijne i kredyty, sporządzili prospekt emisyjny. Wszystko działo się za ich pełną wiedzą i zgodą — odpowiada Łukasz Żak. Michnowie i z tym się nie zgadzają. Tłumaczą, że przy wszystkich tych czynnościach korzystali z profesjonalnych firm doradczych.

0,5 mln zł Mniej więcej tyle na przełomie 2009 i 2010 r. dostali od Opery FIZ za wszystkie akcje Termisilu Janusz Michna i Anna Malczewska-Michna.

65 mln zł Taką kwotę (od 2009 r. do dziś) przekroczyły łączne nakłady (w formie kapitału i długu) funduszy Opery i wspomagającego je inwestora na Termisil.

Podwójna rola doradcy

Przy przejęciu Termisilu przez Operę jedna i ta sama osoba doradzała obu stronom transakcji. Kiedy w połowie 2009 r. Janusz i Anna Michnowie zaczęli rozglądać się za inwestorem dla Termisilu, potrzebowali doradcy, którym został Dariusz Mioduszewski. Umowę na doradztwo przy pozyskaniu kapitału Termisil podpisał ze spółką Evip Centrum, a po tym jak Mioduszewski się z nią rozstał, z kolejną zarządzaną przez niego firmą — IFM. Nie była to udana współpraca. Jej owocem było zawiadomienie do prokuratury, złożone przez Michnów, w którym zarzucili Mioduszewskiemu, że oszukał ich, w porozumieniu z przedstawicielami Opery.

— Śledztwo zostało właśnie umorzone. W mojej ocenie doradca mógł rzeczywiście naruszyć zapisy umowy, łączącej go z Termisilem. Jego działanie nie wypełnia jednak znamion czynu zabronionego i powinno być oceniane nie w postępowaniu karnym, ale cywilnym — mówi Krzysztof Burzyński z Prokuratury Rejonowej w Wołominie. Michnowie już zapowiadają, że złożą zażalenie na umorzenie. Skąd ta determinacja?

— Czujemy się oszukani przez pana Mioduszewskiego. Najpierw, wbrew ustaleniom, złożył Maciejowi Kwiatkowskiemu, szefowi Opera TFI i jednocześnie swojemu znajomemu z czasu wspólnej pracy w Creditanstalt, ofertę na większościowy pakiet Termisilu, informując go jednocześnie o naszym przymusowym położeniu. A później, też poza naszymi plecami, podpisał umowę z Operą na doradztwo, choć miał już taką, podpisaną z Termisilem. Według nas Opera też zachowała się nieuczciwie, wchodząc w relacje umowne z doradcą drugiej strony i płacąc mu wynagrodzenie — mówią Michnowie.

— Uzgodnienia z panem Mioduszewskim zostały dokonane po grudniu 2009 r., czyli po tym, jak kontrakt reprezentowanej przez niego spółki IFM z Termisilem na pozyskanie kapitału został wykonany. Później IFM nie doradzał już Termisilowi — odpowiada Radosław Rejman, były członek zarządu Opera TFI. Michnowie twierdzą, że to nieprawda i Mioduszewski doradzał im nawet po grudniu 2009 r. Sam Dariusz Mioduszewski nie chciał odpowiedzieć na pytania „PB”. Powiedział jedynie, że nie będzie komentował zarzutów Michnów. W prokuraturze, jak wynika z naszych informacji, zeznał, że umowy z Operą i Termisilem nie wykluczały się wzajemnie, a on nie był w konflikcie interesów.