Od dziś linie lotnicze z Unii i USA staną w szranki o przejęcie ruchu między Starym Kontynentem a Ameryką.
Będą i tańsze bilety, i więcej możliwości w lotach do Stanów Zjednoczonych. Od dziś wchodzi w życie podpisana blisko rok temu (30 kwietnia 2007 r.) umowa między Unią Europejską i USA o liberalizacji połączeń.
— To początek nowej ery w lotnictwie transatlantyckim. Umowa spowoduje wzrost konkurencji i spadek cen lotów do USA — cieszy się Jacques Barrot, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej (KE), odpowiedzialny za transport.
Umowa usuwa m.in. wszelkie ograniczenia dotyczące tras, cen czy tygodniowej liczby lotów.
25 proc. w dół
Tomasz Dziedzic, ekspert ds. lotnictwa w Instytucie Turystyki, uważa, że pierwsza bitwa rozegra się o połączenia do Brukseli.
— Następne w kolejce będą Paryż, Rzym i może Barcelona, które będą łączone z wieloma miastami USA. Także na trasach z i do Polski dość szybko powinien zrobić się ruch, głównie ze strony przewoźników tradycyjnych, którzy mają doświadczenie w lotach do Stanów Zjednoczonych. Jednak największy ruch zgarnie ta linia, która uderzy marketingowo i pozyska klienta tuż przed zniesieniem wiz — uważa Tomasz Dziedzic.
Jego zdaniem, do walki o polskiego klienta staną m.in. British Airways, Finnair (który ze względu na mały rynek wewnętrzny szuka terenów ekspansji), Air France/KLM i może Lufthansa.
— Dla pasażera, oprócz nowych połączeń do różnych miast USA, dodatkową korzyścią będzie cena, która może spaść do 25 proc. — dodaje Tomasz Dziedzic.
Obecnie cena przelotu tam i z powrotem to mniej więcej 2000 zł.
Spuścić z tonu
Przewoźnicy już szykują się do walki. British Airways postanowiło przejąć głównie ruch biznesowy. Należąca do nich linia (nomen omen) Open Skies już od czerwca zaproponuje loty z Brukseli i Paryża do Nowego Jorku.
— W pierwszej kolejności będziemy uruchamiać połączenia z miast, które są jednocześnie centrami biznesowymi jak Bruksela, Paryż, Mediolan, Berlin i Amsterdam. Obserwujemy rynek polski, na którym regularnie rośnie ruch biznesowy i turystyczny zarówno w Europie, jak i za Atlantyk. To są bardzo ważne czynniki świadczące na korzyść Polski. Niewykluczone, że polskie miasta — takie jak Warszawa czy Kraków — dołączą do siatki połączeń z Europy do USA — mówi Emilia Osewska-Mądry, dyrektor British Airways w Polsce.
Tymczasem, zdaniem Waldemara Królikowskiego, prezesa Centralwings, na polskim niebie rewolucji nie należy się raczej spodziewać.
— Może z czasem pojawią się pierwsze jaskółki i to raczej wśród przewoźników tradycyjnych. Niewykluczone też, że irlandzki Ryanair bardziej zajmie się ekspansją do USA, co zawsze było jego marzeniem. Wówczas nieco spuści z tonu w Polsce — mówi Waldemar Królikowski.
50
proc. O tyle według KE może w ciągu pięciu lat wzrosnąć ruch lotniczy między Unią i USA. Obecnie wynosi on ok. 50 mln pasażerów.