Pełzająca rewolucja. Jak media przestają być czwartą władzą, a stają się zasobem

Marek Chądzyński
opublikowano: 2024-12-18 15:45

Zakwalifikowanie dwóch stacji telewizyjnych do grupy aktywów strategicznych dla państwa jest zrozumiałe w erze wojen hybrydowych. Ale dowodzi też, że stary porządek, w którym media przede wszystkim pełniły kontrolną funkcję wobec władzy, odchodzi w przeszłość.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Rząd wpisał dwie stacje telewizyjne, TVN i Polsat, na listę firm o specjalnym znaczeniu. Akcji spółek prowadzących obie telewizje nie będzie można sprzedać bez zgody Rady Ministrów, bo w obu przypadkach aktywa te zostały uznane za strategiczne dla polskiej racji stanu, w tym zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego. Podobnie inne firmy z sektora telekomunikacyjnego, które trafiły do wykazu: P4, T-Mobile, Cyfrowy Polsat i WB Electronics.

Nie da się pominąć kontekstu decyzji o wciągnięciu na listę stacji telewizyjnych. Amerykańska grupa Warner Bros Discovery, właściciel TVN, szuka kupca na telewizję i było duże prawdopodobieństwo, że znajdzie go wśród podmiotów powiązanych z węgierskim rządem. A to dawało asumpt do spekulacji, że w jednej z największych komercyjnych stacji wpływy zyskają siły niekoniecznie wspierające obecny rząd w Warszawie, natomiast sprzyjające opozycji.

Takie dywagacje rzucają cień na decyzję o wpisaniu TVN na listę. Gdyby podjęto ją w innych okolicznościach, pewnie nie wzbudziłaby aż takich emocji, zwłaszcza że objęcie mediów tego rodzaju specjalną ochroną da się rozsądnie wytłumaczyć. W erze informacji kontrola ich przepływu staje się elementem infrastruktury bezpieczeństwa. Informacja może być amunicją o dużej sile rażenia, bardzo skuteczną, co pokazały już m.in. pierwsza zwycięska kampania prezydencka Donalda Trumpa, brexit, a ostatnio wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii. Ataki z zewnątrz przy wykorzystaniu informacji – a właściwie dezinformacji – zagrażają stabilności wewnętrznej. To jeden z najważniejszych elementów wojny hybrydowej.

Jednak to, że w ogóle rozmawiamy o mediach w kategoriach „aktywa strategiczne” i „wojna hybrydowa”, oznacza, że gdzieś po drodze zgubiła się istota funkcjonowania mediów w systemie społecznym. Kiedyś ich rolą była kontrola władzy w imieniu społeczeństwa, a nie dbanie o taką czy inną narrację. Zgubiliśmy to w wyniku pełzającej rewolucji, jaka dokonuje się co najmniej od końca lat 90. poprzedniego wieku. Pierwszym akordem tej rewolucji było uruchomienie internetu, drugim stworzenie przeglądarek internetowych i powstanie mediów nowego typu, zapewniających nieograniczony i z pozoru darmowy dostęp do informacji, trzecim zaś media społecznościowe. Wszystko to spowodowało odwrót użytkowników od mediów tradycyjnych, co podkopało ich pozycję ekonomiczną. Rezultatem było osłabienie niezależności wydawców. A wiadomo, że medium jest tak niezależne, jak niezależny jest jego wydawca.

I tak coś, co dawało nadzieję na wzmocnienie demokracji poprzez upowszechnienie dostępu do informacji czy zapewnienie platform do swobodnej i nieskrępowanej wypowiedzi, w zasadzie stało się dla niej zagrożeniem. Dziś rola mediów tradycyjnych jest już nieco inna niż 30 lat temu. Stają się one coraz częściej probierzem tego, co prawdziwe, a co fałszywe. Ostatnią redutą w informacyjnej wojnie. I dlatego stały się zasobem, a przestają być czwartą władzą. Pół biedy, jeśli druga władza tę ich rolę uszanuje. Gorzej, jeśli ten porządek zacznie naginać na własne potrzeby.