Idąc spacerkiem przez most w kierunku Saskiej Kępy, zauważyliśmy Boathouse. Od razu postanowiliśmy tam zajrzeć, mając w pamięci naszą wizytę sprzed kilku lat i miłą okoliczność z doradą. Motto w karcie win, mówiące, że wino to zabutelkowana poezja, zdecydowanie ukierunkowało nasze zainteresowania. Reprezentowane są też w niej prawie wszystkie kontynenty z Nową Zelandią włącznie. Proponują także winne wycieczki do starego i nowego winnego świata (każda po trzy kieliszki — 55 zł), zwane z angielska flights. Już mieliśmy odlecieć, ale przyszło nam do głowy, by jednak coś przekąsić przed zapięciem pasów. Zamówiliśmy picatta di parma (48 zł) — plastry cielęce przekładane szynką parmeńską.
Poprosiliśmy o wskazanie do picatty stosownego wina dostępnego na kieliszki. Pojawiło się obfite danie na gorącym talerzu, a wraz z nim nowozelandzki Pinotage, 2005, Soljans Estate (kieliszek 30 zł). Baliśmy się trochę tego połączenia. Ku naszemu zaskoczeniu Pinotage (dobry) nieźle sobie radził z cielęciną, głównie chyba dlatego, że była niezbyt miękka. Może trzeba ją w przyszłości zabutelkować? Za to szpinak to już z Pinotage publicznie się pokłócił. Ze względu na nieprzyjemny rozwój sytuacji zmuszeni byliśmy dyskretnie opuścić lokal. Niestety, rezygnując z atrakcyjnej turystyki winnej. A szkoda. Bo tak bardzo chcieliśmy tam polecieć do nowego świata.
Picatta di parma, plastry cielęce przekładane szynką parmeńską.
Boathouse Restaurant & Bar
Wał Miedzeszyński 389A
Warszawa