Pozyskanie przez Polskę funduszy europejskich z programu odbudowy NextGeneration wydłuża się, co potencjalnie może sygnalizować, że pieniądze te będą trudniej dostępne. Informacje podawane przez media wskazują, że Komisja chce uzyskać od Polski realizację orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczących polskiego sądownictwa.
Najważniejsze pytanie brzmi: czy to standardowe przepychanki, jakich w ostatnich latach było wiele, czy też sygnał zaostrzenia kursu Brukseli wobec Polski i Węgier? Stawiam, że to pierwsze, ale ryzyko poważniejszego konfliktu jest wysokie.
Program NextGeneration ma duże znaczenie makroekonomiczne. Na pieniądzach z tego programu opiera się Krajowy Plan Odbudowy, czyli wart ok. 160 mld zł plan inwestycji w energetykę, cyfryzację, ochronę zdrowia, transport i odporność finansową kraju (z czego ok. 110 mld zł stanowi bezzwrotny grant – tę część pokazałem na wykresie). Ta kwota rozłożona na sześć lat jest warta tyle, co ok. jedna czwarta rocznej wartości inwestycji publicznych realizowanych w Polsce. Jeden z wymienionych celów jest jednak najważniejszy: transformacja energetyczna. Można śmiało postawić tezę, że bez pieniędzy z funduszu odbudowy trudno będzie Polsce dostosować się do bardzo wyśrubowanych wymogów europejskiej polityki klimatycznej.
Do tej pory Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała krajowe plany odbudowy 18 państw członkowskich UE (finalną akceptację wydaje Rada UE – do tej pory podjęła 16 decyzji). W tej grupie znajdują się cztery największe gospodarki: Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania. Piąta i szósta gospodarka – czyli Holandia i Polska – jeszcze nie mają zaakceptowanych planów. Warto zauważyć, że istnieje podstawowa różnica między sytuacją Polski i Holandii w ramach całego projektu odbudowy – Holandia jest jednym z głównych płatników netto, a Polska jednym z głównych beneficjentów netto.

Teoretycznie nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Wciąż wiele krajów czeka na akceptację swoich planów odbudowy. Media twierdzą jednak, że opóźnianie decyzji w sprawie Polski ma być pierwszym sygnałem, iż KE jest gotowa realizować zasadę „pieniądze za praworządność”. Tak sugeruje na przykład Dziennik Gazeta Prawna. KE nie ma oczywiście swobody decyzyjnej w tej sprawie, ale może kierować wnioski do Rady UE (złożonej z członków rządów krajów), a wstrzymywanie decyzji w sprawie Krajowego Planu Odbudowy Polski może być pierwszym sygnałem, że z takiego prawa będzie chętnie korzystała.
Komisja Europejska może domagać się, by Polska respektowała wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE, który orzekł, że system dyscyplinarny wobec sędziów stosowany przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, mogącą stosować odpowiedzialność dyscyplinarną wobec sędziów i uchylać im immunitety, działa niezgodnie z prawem. Polski Trybunał Konstytucyjny stwierdził jednocześnie, że przepisy pozwalające TSUE wydać takie wyroki są niezgodne z polską konstytucją.
Nie takie spory wokół pieniędzy europejskich już przechodziliśmy. W grudniu zeszłego roku było blisko zablokowania całego projektu funduszy NextGeneration przez Polskę i Węgry. Udało się wtedy znaleźć kompromis. Premier Mateusz Morawiecki również teraz sygnalizował, że Polska jest gotowa do ugody – powiedział, że Izba Dyscyplinarna SN nie spełnia oczekiwań, a reformy sądownictwa nie zwiększyły efektywności działania sądów. Brzmiało to jak sygnał, że rząd jest gotów do zmiany przepisów. Jednocześnie wiadomo jednak, że to nie premier jest w tej sprawie osobą decyzyjną.
Zakładam, że fundusze europejskie odgrywają tak dużą rolę polityczną, że rząd nie będzie mógł sobie pozwolić na opóźnienia lub wręcz ich wstrzymywanie i pójdzie na ugodę z Komisją.
Jednocześnie trzeba jednak dostrzec, że rośnie gotowość po stronie instytucji UE do konfrontacji z Polską i Węgrami. Takich konfliktów w przyszłości może być coraz więcej. Są dwa powody tego zaostrzenia. Po pierwsze, domagają się go rządy krajów zachodnich, które zmagają się z antyeuropejską opozycją na swoich podwórkach i chcą żeby Bruksela podcięła skrzydła tego typu ruchom w ramach UE. Po drugie, pogorszenie relacji Polski ze Stanami Zjednoczonymi osłabia pozycję polityczną Polski w Europie.
Między Polską a UE będzie zatem coraz więcej napięć. Nie zakładam, by przełożyły się negatywnie na napływ funduszy europejskich, ale ryzyko na pewno istnieje. Ten konflikt to jest ciągła jazda po bandzie – na razie udaje się utrzymać w polu gry, ale każdy nieopatrzny ruch w bok może wywołać nieprzyjemne zderzenie.