PKO mBank Polski

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-09-22 22:00

Commerzbank rozważa sprzedaż mBanku. Mógłby za niego dostać 9 mld zł. W sam raz tyle ma PKO BP

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Dlaczego powodzenie nowej strategii Commerzbanku zależy od sprzedaży mBanku
  • Jak Niemcy mogą rozwiązać problem kredytów frankowych w mBanku
  • Jacy są inni potencjalni chętni do zakupu mBanku

W ogłoszonym tydzień temu programie wyborczym PiS zapowiedziało, że będzie „na bieżąco analizować sytuację i w razie pojawiających się korzystnych, rynkowych warunków” podejmie działania „mające na celu zwiększenie udziału kapitału polskiego w sektorze finansowym”. W przypadku mBanku słowa te brzmią jak memento.

W piątek niemiecka gazeta ekonomiczna „Handelsblatt”, powołując się na anonimowych rozmówców, napisała, że Commerzbank w ramach nowej strategii rozważa sprzedaż mBanku. Plan miał zostać zaprezentowany radzie nadzorczej w najbliższą środę. Na piątek zaplanowano publikację strategii banku.

Commerzbank nie czekał tak długo z ujawnianiem swoich zamiarów. W kilka godzin po publikacji w gazecie podał w raporcie giełdowym główne założenia strategii „Commerzbank 5.0.”. Jak się okazuje, wizja przyszłości grupy nie obejmuje mBanku.

„Zarys strategii przewiduje sprzedaż większościowego pakietu akcji w mBanku. Pozwoliłoby to uwolnić zasoby finansowe banku (Commerzbanku) i szybciej wdrożyć strategię i powiązane z nią inwestycje. Sprzedaż będzie skutkowała zmniejszeniem aktywów ważonych ryzykiem o około 17 mld EUR i uwolni kapitał w Commerzbanku. Planowana sprzedaż wymagałaby uzyskania zgód regulacyjnych” — czytamy w raporcie.

mBank sfinansuje inwestycje

Informacja napisana jest w trybie przypuszczającym, gdyż zarząd zastrzega, że są to wstępne założenia, które będą dyskutowane z radą nadzorczą podczas spotkania 25-26 września, a rezultaty zostaną zaprezentowane podczas konferencji prasowej. „Zarząd i rada nadzorcza nie podjęły jeszcze żadnej decyzji w sprawie żadnego z punktów zarysu strategii”.

Lektura całego draftu strategii wyraźnie wskazuje, że innej opcji jednak nie ma. Commerzbank z jednej strony chce ciąć koszty, z drugiej inwestować. Tu uwaga: cięcia kosztów pochłoną więcej pieniędzy niż inwestycje. Bank potwierdza wcześniejsze medialne informacje w sprawie zwolnień i redukcji sieci. Pisze, że oddziały stanowią filar strategii, ale zarząd sugeruje zamknięcie 200 z 1000 działających obecnie placówek. Planowane są też redukcje zatrudnienia, które mogą objąć 2,3 tys. etatów.

Nie wiadomo, jakich oszczędności z tego tytułu spodziewa się Commerzbank. Znane są natomiast koszty cięć w infrastrukturze i personelu. We wstępie do informacji o założeniach do strategii „Comerz” stwierdza, że musi wzmocnić długoterminowo swój biznes i zapowiada „znaczący” wzrost inwestycji na technologie. Po czym pisze, że wartość nakładów inwestycyjnych wyniesie 1,6 mld EUR. Jednak z tego 750 mln zł pójdzie na digitalizację oraz na infrastrukturę IT, natomiast 850 mln EUR grupa przeznaczy na sfinansowanie zwolnień i zamykanie oddziałów.

Wydatków będzie więcej, bo strategia przewiduje przejęcie całości i inkorporację Comdirectu, internetowego banku, w którym „Commerz” ma 82 proc. akcji. Plan zakłada odkupienie reszty z 25-procentową premią. Kapitalizacja spółki w piątek wynosiła 1,61 mld EUR, co oznacza, że na skup akcji trzeba przeznaczyć kilkaset milionów euro. Skąd wziąć na to wszystko pieniądze, skoro Commerzbank od lat groszem nie trąci? Odpowiedź znajdujemy w zarysie strategii: „możliwości inwestycyjne zostaną wzmocnione przez sprzedaż większościowego pakietu akcji w mBanku”.

Palcem pisane po Renie

Pomimo zastrzeżeń na wstępie dokumentu, że są to wszystko tylko rozważania, to z lektury całości wynika, że powodzenie strategii 5.0 zależy w gruncie rzeczy od sprzedaży mBanku. Ostateczna decyzja w tej sprawie nie będzie jednak łatwa. Jak zauważa „Handelsblatt”, są zwolennicy i przeciwnicy takiego rozwiązania. Oponenci podkreślają, jak wielkim walorem jest wysoki poziom zaawansowania technologicznego mBanku, co stawia go w rzędzie najnowocześniejszych instytucji finansowych na świecie.

Poza tym mBank ma spory udział w wyniku grupy, która od dekady ma poważny problem z przychodami. Po I półroczu Commerzbank miał 391 mln EUR zysku (wobec 533 mln EUR rok wcześniej). mBank zarobił 110 mln EUR (spadek ze 166 mln EUR w I półroczu 2018 r.). Zwolennicy spieniężenia biznesu w Polsce wskazują, że mBank jest ryzykownym aktywem ze względu na posiadany portfel frankowy. Niezależnie od wyroku TSUE w sprawie traktowania klauzul abuzywnych franki zawsze będą niebezpiecznym narzędziem politycznym, co stawia Commerzbank przed realną perspektywą dodatkowych obciążeń na rzecz polskiej córki. Kusi też wizja zainkasowania sporej sumy ze sprzedaży.

Aktualna wycena giełdowa mBanku to przeszło 13,5 mld zł. Na Commerzbank, który ma 62-procentowy pakiet, przypada dobre 9 mld zł, czyli około 3 mld EUR. Grubo ponad potrzeby strategii 5.0. Problem tylko w tym, że wycena sugerowana bieżącym kursem może okazać się patykiem pisana po Renie.

— Myślę, że decyzja o sprzedaży zapadła trochę późno, gdyż dzisiaj trudno o wycenę ze względu na ryzyko związane z portfelem frankowym. Niełatwo będzie znaleźć konstrukcję finansowo-prawną, która pozwoli sprzedać bank bez przenoszenia ryzyka na kupującego, a wydaje się, że z portfelem walutowym będzie trudno o kupca — mówi Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowy.

Co prawda zabieg polegający na wykrojeniu frankowych kredytów z bilansu był już kilkakrotnie ćwiczony na polskim rynku: amerykański GE Capital sprzedał BPH do Aliora bez walutowych kredytów, zostawiając sobie w Polsce kadłubowy „frankowy” bank; Raiffeisen Bank International sprzedał spółkę córkę BGŻ BNP Paribas, a franki wziął na swoją książkę; niemiecki Deutsche Bank oddał biznes detaliczny Santanderowi również bez kłopotliwych kredytów. Tyle tylko, że w przypadku mBanku taka operacja byłaby trudniejsza ze względu na wielkość frankowego portfela — 15 mld zł — a poza tym opcja „curve out” dla Commerzbanku miałaby średni sens, gdyż sprzedałby dochodowy bank, zatrzymując w grupie tykającą frankową bombę.

Jest jeszcze jeden sposób na sprzedaż banku z frankami przećwiczony przy okazji Eurobanku. Millennium dobiło targu ze sprzedającym Societe Generale pod warunkiem,że francuski bank da gwarancje finansowe i prawne (na wypadek roszczeń klientów) dla przejmowanego portfela. Było tego wszystkiego raptem miliard złotych, co dla sprzedawcy jest niezauważalną kwotą. W przypadku mBanku wartość zabezpieczeń musiałby być daleko wyższa.

Oś Berlin — Warszawa

Andrzej Powierża zwraca uwagę, że o ile dla grupy bankowej to może być problem, to dla państwa już nie. Trzeba bowiem pamiętać, że 15 proc. akcji Commerzbanku należy do niemieckiego rządu. Dla Berlina Commerzbank i generalnie cały krajowy system bankowy to gigantyczny problem i wyrzut sumienia. Niemiecka bankowość to „chory człowiek” Europy. Z kryzysu 2008 r. podniosły się i znacząco wzmocniły amerykańskie banki, obronną ręką wyszły francuskie, poradziły sobie, przynajmniej w większości, hiszpańskie, przetrwały włoskie.

Niemieckie banki tracą biznes, rynki, nie przynoszą zysków, są przestarzałe technologicznie i mają gigantyczne koszty (w Commerzbanku wskaźnik koszty/dochody na koniec czerwca to 73 proc., w mBanku 48 proc.). Dotyczy to zarówno sieci banków spółdzielczych, landesbanków, jak i dwóch największych komercyjnych banków: Deutsche Banku i Commerzbanku. Rząd w Berlinie wie, że z sektorem bankowym trzeba coś zrobić.

Nie udało się połączyć Deutsche Banku i Commerzbanku, bo strony nie znalazły wspólnego języka. Do sprzedaży Commerzbanku zagranicznemu inwestorowi (do transakcji pali się Unicredit) nikomu w Niemczech nie jest pilno. Jednak bank nie stanie na nogi o własnych siłach. Sprzedaż mBanku, zastrzyk gotówki z tego tytułu i uwolnienie kapitałów mogłoby znacząco pomóc Commerzbankowi. Być może na potrzeby takiej transakcji akcjonariusze byliby zainteresowani daniem gwarancji kupującemu na poczet kredytów frankowych. W tym rząd w Berlinie.

— Wymyślenie odpowiedniej struktury transakcji to kluczowe wyzwanie dla bankierów inwestycyjnych, bo od tego zależy jej powodzenie. Zarys strategii zaprezentowany przez zarząd Commerzbanku to mocna deklaracja woli. Do tanga trzeba jednak dwojga — mówi Andrzej Powierża.

Do tanga albo raczej poloneza. Analitycy wskazują, że kupca dla mBanku nie trzeba byłoby szukać za granicą, bo chętny znalazłby się w kraju.

— Przed laty rozważano opcję odrzucenia akronimu PKO i pozostawienie nazwy Bank Polski. Widzę nową markę po rebrandingu mBank Polski — mówi pół żartem pół serio Andrzej Powierża.

Jeden z najlepszych banków w regionie

Mówiąc zupełnie na poważnie, PKO BP jest jak najbardziej predestynowany do tego, żeby taką transakcję rozważyć. Kamil Stolarski, analityk DM Santander, wskazuje co prawda, że mBank ma wszystko czego brakuje Pekao: system, know how i młodych klientów. Tyle tylko, że do poskładania transakcji musiałby znowu skrzyknąć co najmniej Polski Fundusz Rozwoju lub być może PZU. PKO BP ma znacząco większą nadwyżkę kapitałową od bratniego Pekao. 9 mld zł, tyle pieniędzy jest do wzięcia, czyli mniej więcej tyle, ile trzeba by wpłacić do Frankfurtu.

Jest tylko jeden problem: perspektywa wyroku TSUE i konsekwencji finansowych dla sektora, w tym dla PKO BP, który ma spory walutowy portfel. Pytanie, czy po transakcji uda mu się zachować odpowiednio duży bufor na poczet ewentualnych roszczeń klientów. PKO BP najpewniej nie będzie jedynym zainteresowanym, jeśli oferta Commerzbanku trafi na stół, gdyż mBank jest jednym z najlepszych banków w regionie. Choć trzeba zaznaczyć, że polski rynek bankowy jest już daleko mniej atrakcyjny dla inwestorów niż kilka lat temu, kiedy dwucyfrowe ROE było czymś oczywistym. Sektor jest mocno dociążony podatkami i kosztami regulacyjnymi.

Ponadto co rusz pojawiają się kolejne zdarzenia podkopujące rentowność, jak niedawny wyrok TSUE w sprawie zwrotu prowizji od wcześniej spłaconych kredytów. Analitycy wśród zainteresowanych tradycyjnie wymieniają banki francuskie. Być może zainteresowane mogą być niektóre banki hiszpańskie. Być może bankierom inwestycyjnym uda się namówić któryś z amerykańskich banków, które w ostatnich latach coraz bliżej przyglądają się europejskiemu rynkowi.

Największy bankowy start- up

mBank jest jednym z kilku banków w Polsce, który imponujące rozmiary osiągnął poprzez wzrost organiczny. Należy też do elitarnego grona licznych w przeszłości banków internetowych, które dotrwały do czasów współczesnych od czasu bańki dot.com z początku lat 2000 mBank na początku był detaliczną emanacją BRE Banku, czyli Banku Rozwoju Eksportu, założonego jeszcze w 1986 r. W 1992 r. BRE wszedł na giełdę. Dwa lata później nawiązał partnerstwo z Commerzbankiem, który w 1995 r. został jego głównym akcjonariuszem. Był to niezwykle cierpliwy akcjonariusz, który przez wiele lat nie dostał złotówki dywidendy, natomiast wpłacał kapitał, gdy zaistniała taka potrzeba. W 2000 r. w ramach obsługującego firmy BRE Banku powstał mBank, internetowy, detaliczny bank. Marka okazała się tak mocna, że 13 lat później cała grupa zmieniła nazwę na mBank. mBank wyrósł na instytucję niezwykle sprawną technologicznie (dwa lata temu francuski Banque Postale kupił całą platformę dla bankowości detalicznej) o specyficznej, różnej od konkurencji kulturze korporacyjnej i komunikacyjnej. Jest marką doskonale rozpoznawalną na świecie wśród wszystkich interesujących się nowoczesną bankowością mobilną i podawany jest jako przykład udanej transformacji technologicznej w sektorze bankowym.