Po jedenaste, oceniaj po nadgarstku

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2017-07-25 22:00
zaktualizowano: 2017-07-25 19:58

Gdy negocjujesz, nie lekceważ właścicieli tych zegarków, bo partner z vacheronem constantinem może być przebieglejszy niż się wydaje

Jeśli jednym z przykazań dekalogu rynku zegarków byłoby „nie przepłacaj”, stereotypowy patek ze złotą kopertą nie byłby odpowiednim rozwiązaniem. Patrząc szerzej, nie pasowałby raczej żaden szwajcarski inwestycyjny zegarek — a właściwie ogólne wyobrażenie, jakie mamy o rzadkim, idealnie zachowanym roleksie czy jakimś wyjątkowo naszpikowanym diamentami modelu od Cartiera. Vacheron Constantin, najstarszy działający producent na świecie, też nie kojarzy się z cenową okazją, ale utartych wyobrażeń o nim mamy zwykle mniej niż o roleksach czy patkach — i słusznie, bo trudno o bardziej zróżnicowany rynek. Jak podkreśla John Reardon, zarządzający sprzedażą zegarków w Christie’s, zarówno wiekowy, jak i współczesny vacheron constantin mogą być dobrą inwestycją, szczególnie że ceny nie są teraz przeszacowane. Wymienia różne zegarki — od tych za kilkaset tysięcy dolarów po takie za mniej niż 3 tys. USD (11 tys. zł) — z czego wynika, że to oferta i dla majętnej gapy, i dla twardo negocjującego wilka.

CO TO ART DÉCO: Vacheron Constantin działa od 1755 r. dlatego pozwala na szeroki wybór stylów wzornictwa. Zegarek z lat 30. sprzedano za 16,3 tys. CHF (63 tys. zł) ze względu na zdobienia z diamentów i dekoracyjne geometryczne podziały charakterystyczne dla art déco.
Fot. Sotheby's

Chrono co?

W witrynie jubilera w galerii handlowej vacheron constantin może kosztować nawet powyżej 200 tys. zł, jednak w związku z tym, że to najdłużej działający producent, jest w czym wybierać również na rynku wtórnym. Mowa niekoniecznie o popularnych portalach, na których łatwo sobie wyobrazić zegarki bez certyfikatów i odpowiedniej dokumentacji, ale o aukcjach dla kolekcjonerów, na których zresztą dobitnie widać różnice w cenach poszczególnych marek. Jak wspomina John Reardon, w większości przypadków powszechna opinia, że znakomity rocznik vacherona można kupić za mniej niż połowę ceny jego odpowiednika z logo Patek Philippe, jest prawdziwa. Jako przykład podaje chronograf ref. 4072, dostępny za 20 tys. USD (73 tys. zł) i powstały w 1178 egzemplarzach, jak również ekwiwalent od Patka Philippe’a z ref. 130s za dwa albo trzy razy więcej, przy podaży hojniejszej o kilkaset zegarków. Żeby przykład tłumaczył sprawę na poważnie, pozostaje jednak mglisty temat chronografu, który nie jest żadną przestarzałą nazwą, ale nawet fachowy zegarmistrz może sprowadzić jej definicję do „to po prostu skomplikowane”.

Kto da więcej

Chronograf można mieć, nie zdając sobie z tego sprawy, bo to zwyczajnie zegarek wyposażony w dodatkową funkcję dokładnego pomiaru odstępów czasu — inaczej stopera. Wystarczy jedna nadprogramowa wskazówka odmierzająca upływ sekund i „pusher”, czyli przycisk, który ten pomiar uruchamia, zatrzymuje i zeruje. Z punktu widzenia użytkownika to proste, ale nie bez przyczyny każda niezależna konstrukcja wzbogacająca podstawowy mechanizm zegarka nazywana jest fachowo komplikacją — o ile czasomierz w ogóle jest mechaniczny, bo całe szwajcarskie zegarmistrzostwo nie opiera się w końcu na konkurowaniu z wyświetlaczem telefonu. W dziedzinie komplikowania samych komplikacji właśnie Vacheron Constantin nie ma sobie równych — w 2005 r. pobił w tej materii światowy rekord 16 dodatkowymi mechanizmami, a dziesięć lat później ustanowił go na nowo zegarkiem o ref. 57260, który miał ich aż 57. Współczesne skrajnie wymyślne konstrukcje w limitowanych edycjach zdecydowanie nie są rozwiązaniem dla inwestora obierającego przede wszystkim kryterium nie za wysokiej ceny, zwłaszcza że podaż zegarków Tour d’Ile, bijących rekord w 2005 r., ograniczyła się do siedmiu.

Pilnuj papierów

Dostępnością na rynku nie trzeba się aż tak przejmować, schodząc chociaż o stopień niżej i szukając poza najściślej limitowanymi seriami, bo firma uznawana była za specjalistę w komplikacjach już ponad sto lat temu, a wśród jej entuzjastów znaleźć da się i króla Egiptu, i prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak szeroki czasowy zakres wiąże się jednak z podstawowymi różnicami w sferze wizualnej — w grę wchodzi przecież zegarek kieszonkowy, jakiego nie powstydziłby się arystokrata z Titanica, ale też damski i biżuteryjny albo prosty i męski, jak dla inżyniera z wojska. Seria tych ostatnich, produkowana do 1920 r. dla amerykańskiej armii, pozwala na zakup nawet poniżej 3 tys. USD, natomiast to, co powstało już w latach 20., eksperci traktują czasem jako podręcznik stylu art déco — geometrycznie zdyscyplinowanej elegancji. Jako najbardziej niedoszacowane wskazuje się zegarki jeszcze późniejsze, z lat 40. i 50., bo nawet te, określane przez fachowców jako dzieła, da się zdobyć poniżej 15 tys. USD (54 tys. zł). Każdy egzemplarz, niezależnie od ceny, może przy tym posiadać specjalny wyciąg z rejestru, który da się zamówić u producenta, a także certyfikat autentyczności, bez których zegarki nie trafiają zwykle na renomowane licytacje. Nawet najbardziej lukrowana internetowa okazja nie będzie w końcu inwestycją z potencjałem, jeśli potencjalnie oryginalny jest już sam vacheron constantin — w gustownym opakowaniu i za niezauważalny ułamek rynkowej stawki, prawie nieużywany, jakby na specjalne zamówienie gapy.