Podjechał stary golf i...wysiadł z niego inwestor

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2015-09-01 22:00

Polski rynek kolekcjonerskich aut najwyraźniej zmienił bieg i rozgląda się, jak z podwórkowej drogi wjechać na trasę

Czerwonego forda mustanga, rzadziej niż z inwestycyjnym potencjałem, kojarzyć moglibyśmy ze scenami rozgrywającymi się na tylnych siedzeniach w produkcjach telewizyjnych bardzo różnego sortu. Kontekst amerykańskiego obyczajowego kina byłby jednak zdecydowanie niewystarczający dla występujących w nim samochodów, szczególnie jeśli mowa jednocześnie o tych modelach, które wystawiane są teraz na aukcjach, i o tych filmach, które opowiadają swoje prawdziwe historie zaraz po wieczorynce i wiadomościach. Kolekcjonerskiego mustanga poszukać można więc któregoś z jesiennych wieczorów, bo poza okruchami życia na ekranie w jesiennym programie zapowiadanych jest też kilka zagranicznych i jedna lokalna aukcja.

CENA ZŁOMU:
CENA ZŁOMU:
Wczesny volkswagen golf wystawiony jest na aukcję w Wielkiej Brytanii jako współczesny kolekcjonerski klasyk, a jego spodziewana cena mieści się w przedziale 15-20 tys. GBP (86-115 tys. zł).
BONHAMS

Polskie drogi

We wrześniowym katalogu poprzedzającym pierwszą polską licytację znajdziemy właściwie podobne marki, jak na zagranicznych aukcjach, bo poza typowym amerykańskim kabrioletem z czarnym pasem na czerwonej masce wystawione zostaną chociażby stare porsche, zarejestrowany jako zabytek cadillac, jaguar z lat 70. czy jeden z kolekcjonerskich egzemplarzy BMW. Wyróżnikiem względem zagranicznych katalogów wydają się natomiast spodziewane ceny, bo oparte na transakcyjnych danych estymacje nie krążą jeszcze wokół kilku milionów dolarów, lecz raczej zamykają się na 160 tys. zł za żółtego jaguara E-Type, 120 tys. zł za mustanga z 1970 r. i 110 tys. zł w przypadku rzadkiego i kompletnie odnowionego cadillaca. Lokalny rynek, chociaż na tle sensacyjnych wiadomości o światowych rekordach za inwestycyjne ferrari może wydawać się płytki, zupełne początki swojego rozwoju ma już raczej za sobą.

— Wystawione samochody pozyskiwane są przede wszystkim od polskich kolekcjonerów, bo, wbrew pozorom, takich nieznanych zbiorów jest naprawdę sporo. Z rynku docierają do nas informacje o znajdujących się w polskich kolekcjach autach wartych powyżej 1 mln zł, ale sami właściciele niechętnie się tym jeszcze chwalą — mówi Michał Prząda z domu aukcyjnego Ardor Auctions, dodając, że wartość właściwie wybranego wiekowego samochodu może w ciągu kilku lat wzrosnąć nawet dwukrotnie. — Żeby jednak zwiększyć prawdopodobieństwo jakiegokolwiekwzrostu, dobrze mieć świadomość kilku czynników, które mogą do tego doprowadzić, bo o cenie decydować mogą zarówno stan zachowania i parametry silnika, jak i rozpoznawalność któregoś z pasażerów czy udział w pościgu z prawdziwą albo chociaż filmową strzelaniną.

Z okładek gazet

O użyciu broni palnej w przypadku chevroleta zamówionego w 1952 r. przez polski rząd zbyt wiele co prawda nie wiadomo, ale w związku z tym, że służył przez jakiś czas najwyższym funkcjonariuszom BOR, pole do ewentualnych domysłów nie zostało zupełnie ograniczone. Mimo przeznaczenia stan chevroleta nie zdążył się jednak za bardzo nadwyrężyć, bo w momencie, w którym zaczął symbolizować zepsuty imperializm, błyskawicznie zastąpiła go wołga. Zaparkowany przez prawie 30 lat w garażu przy ul. Mokotowskiej w Warszawie przeczekał cierpliwie ustrojową transformację i w połowie września wystawiony zostanie na licytację z szacunkową ceną 40-55 tys. zł. Chociaż swojskie historie budzą zwykle największy sentyment, dawne entuzjazmy możemy ożywiać, licytując również nieco bardziej kosztowne modele za granicą. W tym tygodniu w ofercie domu aukcyjnego Bonhams znajdzie się na przykład kabriolet bugatti z 1938 r., który należał kiedyś do francuskiego artysty André Deraina — estymacja do 1,7 mln EUR (7,2 mln zł) wskazuje więc, że spełnione zostały w tym przypadku i warunki techniczne, i związane z posiadaczem auta sensacje zwiększające rynkową wartość. Tym kluczem kierować można się prosto do mercedesa z 1976 r., który we wrześniowym katalogu nie posiada nawet estymacji, ale obszerny opis czynności, w których uczestniczył razem z jednym z francuskich piosenkarzy. Claude Franćois, nazywany w swoim kraju Cloclo, najpierw zlecił przemalowanie karoserii auta na granatowo, a potem wystąpił w nim niechcący w niezliczonej liczbie telewizyjnych wiadomości. W 1977 r. do prawdopodobnego wzrostu ceny samochodu przyczyniła się grupa gangsterów, która usiłowała zabić piosenkarza podczas pościgu na autostradzie. Wystawiony na sobotnią aukcję mercedes ocalał, podobnie zresztą jak Claude Franćois, chociaż już w następnym roku artysta zginął w swoim paryskim mieszkaniu — próbował dokręcić żarówkę, kąpiąc się jednocześnie w wannie. Pechowa aura nie powinna być jednak przypisywana motoryzacyjnym okolicznościom, a jeśli już, to przynajmniej nie Claude Franćois powinien być dla takiego ponurego powiązania przykładem. Fatalizm rodem z kina o losach zwykłych ludzi nie wpływa też najwyraźniej znacząco na aukcyjne ceny, bo bugatti André Deraina wyceniane jest powyżej 7 mln zł, a o malarzu wiadomo, że zasłynął z żywej palety nierzeczywistych kolorów, ale zginął potrącony przez ciężarówkę.