W rodzinie Szczepaników nikt nigdy nie uprawiał sportu. Mimo to, wytwarzany przez nią sprzęt lekkoatletyczny należy do najlepszych.
Raz na kilka miesięcy oszczepy, młoty i kule lekkoatletyczne wysyłane są z warszawskiego lotniska do Peru, Korei Południowej, Tajwanu, Malezji i Egiptu.
— Najbardziej się trzeba namęczyć, żeby wysłać towar do Egiptu: mnóstwo formalności, no i koniecznie świadectwo pochodzenia zalegalizowane przez izbę handlową — mówi Dariusz Szczepanik, współwłaściciel i prezes Polanika, największej polskiej firmy produkującej sprzęt lekkoatletyczny.
Transport do Niemiec, Belgii czy Finlandii odbywa się częściej.
— Niemcy byli naszymi pierwszymi klientami. W latach 80. mój tata dostał koncesję na eksport. Co dwa, trzy miesiące wyruszał do Niemiec. Jeździł od hurtowni do hurtowni proponując towar. Odbiorców szukał też przez ambasady — wspomina Dariusz Szczepanik.
Spółka familijna
Polanik to firma rodzinna. Założył ją w 1966 r. Wiesław Szczepanik, obecnie wiceprezes. Na początku był to niewielki zakład rzemieślniczy, w którym pracował sam. Do końca lat 80. zatrudniał 6 osób.
— Dopiero po zmianie systemu można było rozwinąć skrzydła. Ojciec zatrudnił mnie, a potem moje siostry. Po kilku latach zaczęła u nas pracować moja żona i szwagrowie — wspomina Dariusz Szczepanik.
Zajmuje się on marketingiem, siostry: Ewa — działem sprzedaży krajowej, Joanna — kadrami. Oprócz nich firma zatrudnia 80 osób. W 2003 r. przekształciła się w spółkę z o.o., w której członkowie rodziny są udziałowcami.
— Tata ma talent konstruktorski. Od kiedy pamiętam wszystkousprawniał. W Piotrkowie Trybunalskim i Tuszynie były zakłady, które produkowały oszczepy. Wtedy robiło się je ze stali. Tata poszedł dalej: wymyślił i opatentował sposób produkcji oszczepów aluminiowych. Zaprojektował też i wykonał maszyny do ich wyrobu — wspomina Dariusz Szczepanik.
Zajęło to pięć lat. Był rok 1985. Ale to był przełom. Produkowane przez Polanika oszczepy zaczęły spełniać wymogi sprzętu wyczynowego. Pod koniec lat 80. firma skorzystała z kredytu dewizowego dla małych przedsiębiorstw. To pozwoliło rozbudować zakład. Wiesław Szczepanik zaczynał w 20-metrowym warsztacie. Dziś firma dysponuje dwiema halami o łącznej powierzchni 2,9 tys. mkw. Z roku na rok firma poszerzała też asortyment. Teraz ma w ofercie dyski, bloki startowe, płotki, stojaki do skoków wzwyż i o tyczce, przeszkody do biegu na 3 tys. metrów.
Światowa czołówka
— Robiliśmy to wszystko na wyczucie. Za produkcję czy handel sprzętem sportowym biorą się zwykle byli sportowcy. W naszej rodzinie nikt sportu nie uprawiał. Nie mamy też kontaktów ze sportowcami — mówi Dariusz Szczepanik.
Mimo to firmie udało się pozyskać odbiorców, a jej sprzęt zaczął pojawiać się na międzynarodowych imprezach. Pierwszą były mistrzostwa w Atenach w 1997 r. Ważnym momentem w rozwoju firmy było wprowadzenie przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych certyfikatów na sprzęt wyczynowy.
— To otworzyło nam drogę do najwyższej rangi imprez. W 1999 r. nasz sprzęt znalazł się we wszystkich biuletynach. Rok później nasze kule i młoty, wysłaliśmy na igrzyska w Sydney. Potem na mistrzostwa juniorów w Debreczynie w 2001 r., w Edmonton w 2001 i w 2003 w Paryżu oraz na igrzyska w Atenach. Z 250 naszych wyrobów certyfikat ma 60 — chwali się Dariusz Szczepanik.
Chociaż ze swoim sprzętem Polanik już dawno jest w Unii, chce rozwijać sprzedaż. Firma wzbogaca asortyment. Uruchomiła produkcję przeszkód do skoków, myśli o wprowadzeniu kolejnego modelu tyczki do skoków. Chce też udoskonalać to, co robi — np. wprowadza różne wersje produktów: dla szkół, do klubów, na stadiony, na zawody. Polanik zamierza rozwijać też produkcję sprzętu towarzyszącego, np. wózków do transportu sprzętu lekkoatletycznego.
Okiem eksperta
Sportowiec sam wybiera
Wśród polskich producentów sprzętu lekkoatletycznego Polanik jest właściwie jedyną liczącą się firmą. Jest najlepszy.
Wytwarza sprzęt wysokiej jakości, na większość produktów ma certyfikat IAAF. W produkcji stosuje unikalne rozwiązania techniczne ułatwiające obsługę urządzeń, np. stojaki do skoków wzwyż czy do skoków o tyczce mają możliwość ustawienia wysokości niemal bez użycia siły. Wśród innych producentów sprzętu lekkoatletycznego na rynku funkcjonują również przedsiębiorstwa dawnego Polsportu (z Góry Kalwarii, z Bielska-Białej). Ale jest to sprzęt kupowany jedynie dla szkół, odbiegający jakością od tego, co oferuje Polanik.
Sportowcy na zawodach mają możliwość wyboru sprzętu różnych firm światowych, np. Berg czy Obol, nasi — Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski — rzucają młotami produkowanymi przez Polanika.
Jerzy Witwicki, kierownik działu technicznego PZLA