W ubiegłym tygodniu pisaliśmy, że rynek obawia się powtórki scenariusza z 2008 r. i choć sytuacja obecnie jest znacząco inna, porównanie wykresów (choćby amerykańskiego SP 500, ale także polskiego WIG20) musiało budzić przerażenie. Do połowy ubiegłego tygodnia strach był samospełniającą się przepowiednią — po wielkiej tygodniowej czarnej świecy rynek rysował kolejną, jeszcze większą. Sygnałem przereagowania było wyciągnięcie na wokandę Francji, która oczywiście swoje problemy ma, ale tym razem potraktowana została jako pretekst. W konsekwencji w drugiej części tygodnia obserwowaliśmy odreagowanie i formacje ścian zmieniły się w zachęcające młoty.
Co dalej? Niestety wiele zależy od polityków. To oni muszą powiedzieć wyborcom, że dobre czasy się skończyły i trzeba zaciskać pasa. W USA odpowiedzią na obniżki podatków wprowadzone przez prezydenta George’a W. Busha były hojne programy opieki zdrowotnej. W Europie problem dotyczy głównie wieku emerytalnego, który przez lata nie był dostosowywany do wydłużającej się średniej życia. Dochodzą problemy strukturalne, szczególnie sztywność rynku pracy (ograniczenia związane ze zwalnianiem pracowników). Stabilność zatrudnienia przez część społeczeństwa traktowana jest jako filar socjalnego modelu państwa. Sprawia ona jednak, że Europa przegrywa konkurencję z innymi gospodarkami, ma niższy potencjalny wzrost gospodarczy, a w konsekwencji problemy z finansami w sektorze publicznym (niższy wzrost to mniejsze przyrosty wpływów podatkowych przy rosnących wydatkach socjalnych).
Decyzja włoskiego rządu o wprowadzeniu reform strukturalnych jako uzupełnienia pakietu oszczędnościowego to dobry znak. Jednak może się okazać, że rynki będą chciały zobaczyć znacznie więcej reform, zanim znów uwierzą w Europę. Podobnie powołana w USA komisja do szukania oszczędności musi się wykazać znacznie większą odpowiedzialnością niż Kongres, by była szansa choćby na stabilną perspektywę przy nadanym przez SP ratingu AA+. Czy politykom starczy odwagi?